Matka [RECENZJA] Małomiasteczkowa mentalność w krzywym zwierciadle
“Tutaj wszyscy wszystko wiedzą” – mówią bohaterowie Matki, najnowszego filmu Kedri Kousaar. W ich małej miejscowości nie istnieją tajemnice i prywatność. Tutaj życie każdego mieszkańca wystawione jest na widok publiczny i szeroko komentowane. Gdy pewnego dnia młody nauczyciel zostaje postrzelony i zapada w śpiączkę, rutyna i spokój w miasteczku zostają przerwane. Odtąd podejrzany jest każdy, a mieszkańcy odsłaniają swe prawdziwe oblicza…
Tajemnica w świecie bez tajemnic
Zmęczona i zaniedbana kobieta w średnim wieku robi zakupy na targu. Niczym wyrwana ze snu machinalnie kiwa głową, prosząc o brokuły, niepewna, czy ich chce. W ten sposób poznajemy Elsę, tytułową matkę. Życie Elsy wypełnione jest obowiązkami i problemami, odkąd jej syn Lauri zapadł w śpiączkę. Opiekuje się nim oraz dba o dom, podczas gdy jej mąż całe dnie pracuje, aby utrzymać rodzinę. Już podczas pierwszych scen wyczuwalna jest ciężka atmosfera panująca w domu. Kłopoty finansowe i rozczarowanie, oddalenie między małżonkami, wszystko to składa się na nastrój, który będzie nam towarzyszył przez cały film i który będziemy obserwować na apatycznej twarzy głównej bohaterki.
Rodzina mieszka w niewielkim, spokojnym estońskim miasteczku, gdzie wszyscy się znają i nie dzieje się nic ekscytującego. Nikt nie jest w stanie niczego ukryć przed sąsiadami, a każda sprawa rozgrywa się publicznie. Zadziwiający jest więc fakt, że nikt nie wie, co tak naprawdę stało się z Laurim. Wiadomo tylko, że został postrzelony przez nieznanego sprawcę. Całe miasto plotkuje na temat wydarzeń tamtego dnia, jednak śledztwo stoi w martwym punkcie.
(Bez)interesowność rządzi
Syna Elsy codziennie odwiedza wielu gości. Wśród nich są jego przyjaciele, uczniowie, dziewczyna, lekarka i policjant prowadzący śledztwo. Każdy z nich chce porozmawiać z chorym, coś mu wyznać lub o coś zapytać. Codziennie przez dom tytułowej bohaterki przewija się dużo osób. To właśnie goście Lauriego posuwają akcję do przodu. Dzięki ich monologom, strzępkom wypowiedzi, poznajemy życie mężczyzny oraz jego relację z bliskimi. Ta niecodzienna i pełna niedopowiedzeń narracja sprawia, że my, widzowie, sami musimy domyślać się wielu szczegółów oraz możemy snuć domysły na temat prawdy o wypadku.
Bardzo szybko okazuje się, że każda z osób otaczających Lauriego ma swoje sekrety. Nikt nie jest do końca uczciwy ani bezinteresowny. Z każdą sceną coraz bardziej przekonujemy się, że życie mieszkańców miasta polega na plotkach i intrygach, a przede wszystkim – na walce interesów, w której każdy chce ugrać coś dla siebie, nie zważając na uczucia innych. Dom Elsy, w którym co chwila otwierają się drzwi dla nowego gościa, staje się istną galerią ludzkich przywar, małomiasteczkowej mentalności, konsumpcjonizmu i nudy.
Małomiasteczkowa czy raczej – ludzka mentalność?
Kousaar wprowadza nas w świat, w którym panuje apatia, szarość i beznadzieja. Jedyną rozrywką okazuje się w nim podglądanie życia innych ludzi i rozpaczliwe próby odmiany swojego losu na lepsze. Nawet tytułowa matka, choć pozornie poświęcająca się dla rodziny, nie jest wzorem do naśladowania. Krajobraz odmalowany przez reżyserkę wydaje się groteskowy i przesadzony, jednak jest nam wszystkim bliski. Ludzkie słabości i rozczarowania, spotęgowane przez niedające perspektyw otoczenie, są takie same na całym świecie.
Przygnębiający świat bohaterów pokazany został w bardzo realistyczny sposób. Wystrój mieszkania, wygląd posiłków czy stroje bohaterów dalekie są od wyidealizowanych zdjęć w katalogach. Od razu dostrzec możemy niewysoki standard życia rodziny. Fakt, iż większość scen odbywa się w pomieszczeniu, a plenery prawie się nie pojawiają, sprawia, że odczuwamy hermetyczność świata bohaterów.
Warta uwagi jest również gra aktorska Tiiny Mälberg, wcielającej się w rolę matki. Zmęczenie i rezygnacja wymalowane na jej twarzy wyrażają czasem więcej niż słowa. Mimo oszczędnej ekspresji stan emocjonalny bohaterki jest bardzo czytelny. Wyczuwamy jej wewnętrzną pustkę i gorycz, o których nawet nie ma już siły mówić.
W filmie prawie nie ma muzyki. Panująca przez większość czasu cisza pasuje do martwego, zimnego świata ukazanego w obrazie. Cichy, nie zwracający większej uwagi motyw, to jedyna pozadiegetyczna ścieżka dźwiękowa, którą możemy usłyszeć.
Nietypowa narracja oraz subtelne zabiegi formalne tworzą interesujące, pełne zagadek dzieło, którego zakończenie zaskakuje i stawia pytanie: Jak daleko są w stanie posunąć się ludzie, by osiągnąć swoje cele, szczególnie gdy ich życie pozbawione jest trwałych wartości i pełne bylejakości? Czy miejsce, z którego pochodzimy, wpływa na nasze postępowanie, czy może wszystko jest w nas samych i możemy odmienić swój los, jeśli poszukamy w swym życiu pozytywów, zamiast rzucić się w otchłań konsumpcjonizmu?
Weronika Buzuk
Korekta: Anna Felskowska