The Big Short – lekko i z pomysłem
Myślę, że mogę bezpiecznie założyć, iż spora część z Was nieszczególnie rozumie mechanizmy funkcjonowania światowej giełdy, nie mówiąc już o uważaniu tego tematu za interesujący. Tak to wygląda w moim przypadku i mniej więcej tymi słowami wita widza Ryan Gosling w The Big Short. Poziom skomplikowania ekonomii, mnogość onieśmielających terminów i natłok danych mogły uczynić nawet tak nośny temat, jakim są kulisy ostatniego kryzysu gospodarczego, kompletnie nieprzyswajalnym. Kojarzony przede wszystkim z komediami, Adam McKay wykorzystał jednak swoje wieloletnie doświadczenie, by przedstawić złożony proces w sposób lekki i zabawny.
The Big Short – w pogoni za prawdą
Film, oparty na książce o tym samym tytule (autorstwa Michaela Levisa), ukazuje nam prawdziwą historię kilku osób, które z dwuletnim wyprzedzeniem przewidziały wybuch światowego kryzysu gospodarczego z 2007 roku. Opowieści bohaterów mają wspólny mianownik, ale tworzą trzy odmienne wątki, które śledzimy jednocześnie. Akcja filmu niezwykle szybko przeskakuje pomiędzy nimi, co nadaje jej potrzebnego dynamizmu oraz pomaga uwypuklić liczne analogie i zależności. Kolejnym udanym zabiegiem jest niekiedy wręcz komiczne i łopatologiczne wyjaśnianie pewnych kwestii. Wspomniany we wstępie Ryan Gosling, a właściwie jego postać, towarzyszy nam przez cały film, służąc jako narrator i przewodnik. Pozostali bohaterowie również często burzą czwartą ścianę, zwracając się bezpośrednio do widza, by wytłumaczyć niejasność albo nawet zaprzeczyć autentyczności jakiejś sceny. Przedstawienie ekspozycji sięga wręcz absurdu podczas kilku sytuacji, w których rozmaici celebryci (np. Margot Robbie podczas kąpieli z bąbelkami) opisują nam zjawiska gospodarcze jeszcze klarowniej niż właściwi bohaterowie. Niektórzy mogą się poczuć potraktowani przez twórców jak idioci – mnie rozbawił taki mały przytyk do ekonomicznej ignorancji, jaką wielu z nas przejawia. Humor jest zresztą w The Big Short wszechobecny – począwszy od zabiegów narracyjno-ekspozycyjnych, przez fantastyczny scenariusz i cięte dialogi, aż po kreacje aktorów. Ostatni punkt zdecydowanie zasługuje na bogatsze rozwinięcie.
Prawdopodobnie jestem jednym z wielu widzów, których na seans The Big Short przyciągnęła nie tyle tematyka filmu, co raczej imponująca obsada (ewentualnie także sympatia do Moneyball, nakręconego również na podstawie książki Michaela Levisa). I nie na próżno – czwórka głównych aktorów prezentuje kapitalny pokaz swoich umiejętności. Choć ich bohaterowie są całkowicie odmiennymi osobami, to łączy ich jedno, a jest to namacalna pasja i motywacja. Christian Bale po raz kolejny udowadnia, że jest wielkim aktorem, którego wachlarz możliwości pozostaje niewyczerpany. Fantastyczny okazał się także Steve Carell, który swoją rolą zdaje się mówić, że Foxcatcher nie był wyjątkiem i stać go na dużo więcej niż (i tak kapitalne) role komediowe. Nie żeby sceny z jego udziałem pozbawione były komizmu, bo to właśnie one wywołały u mnie najwięcej śmiechu – to jednak zasługa dialogów i dobrej gry aktorskiej, nie wydurniania się. Ryan Gosling, jako cwaniak o ciętym języku i wielkim ego, niczym nie zaskakuje, ale w pełni wywiązuje się z zadania, które otrzymał. Trochę rozczarowała mnie dość sporadyczna obecność postaci Brada Pitta na ekranie, a to chyba sporo mówi o mojej ocenie jego występu.
Szybko, niechlujnie i przebojowo
Opisany przeze mnie wcześniej dynamizm opowieści idzie w parze z warstwą audiowizualną. Krótkie ujęcia, szybkie cięcia, błyskające teledyskowe i dokumentalne wstawki – wszystko to zgrabnie obrazuje pęd filmowych wydarzeń. Niektóre decyzje montażowe i ruchy kamery sprawiają też wrażenie celowo niedbałych i wręcz amatorskich – to dość odważny, ale ciekawy sposób nadania obrazom realizmu rodem z dokumentów, kosztem filmowości. W parze ze zdjęciami idzie muzyka – żywiołowa, dynamicznie ucinana i wznawiana, często przewrotnie zastosowana (amatorski cover Lithium Nirvany!). Jest szybko, dosadnie i efekciarsko – nikt tu nie udaje, że bawi się w subtelności. Można nie lubić takiego podejścia, ale nie sposób zaprzeczyć, że twórcy zachowali spójność między treścią filmu, a jej przedstawieniem.
The Big Short to fantastyczna droga przez meandry ekonomicznego świata i mentalność bankierów. Jest tu miejsce na komedię, śledztwo i refleksję. Niektóre zabiegi twórców można odebrać jako protekcjonalne traktowanie widza i nadmierną łopatologię. Całość jest też całkowitym zaprzeczeniem słowa „subtelność”. Celem jednak nie było suche odtworzenie określonych faktów, a nadanie im czytelnej i atrakcyjnej formy. Ten zamysł został zrealizowany niemal bezbłędnie. I choć dość karkołomne tempo wydarzeń spowodowało, że film sprawia wrażenie dłuższego niż trwa w rzeczywistości i momentami traci swój impet – po seansie i tak miałem ochotę na więcej.
Mikołaj Lewalski