Maciej Stuhr: Aktorstwo czyli bezkarne próbowanie innego życia
Z Maciejem Stuhrem rozmawiał Mateusz Deryło.
Jak to się stało, że został Pan aktorem a nie psychologiem – studiował Pan przecież psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim.
To prawda, aczkolwiek mój plan na zostanie aktorem jest dużo starszy niż moje pierwsze studia. Jego korzenie, jak nietrudno się domyślić, są w głębokim dzieciństwie, kiedy marzyłem o tym zawodzie. O robieniu niepoważnych rzeczy, wygłupianiu się – raz śmieszniej, raz poważniej. Nie oszukujmy się, aktorstwo polega na opowiadaniu bajek, ale może dzięki temu wiążą się z nim takie legendy i marzenia. W klasie maturalnej podjąłem decyzję, że poza aktorstwem warto nauczyć się czegoś innego i odroczyłem swoje plany. Rozpocząłem 5-letnią przygodę akademicką.
Czy umiejętności wyniesione ze studiów przydają się w Pana obecnej pracy? Czy dostrzega Pan podobieństwa pomiędzy pracą psychologa i aktora?
Oczywiście, że tak. Każdy bohater ma życiorys, którego nie widzimy na ekranie – musimy sobie to dopowiedzieć. Musimy odpowiedzieć dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej w danej sztuce lub filmie. Jaką ma krótko mówiąc psychologię. Psycholog i aktor odpowiadają w gruncie rzeczy na to samo pytanie: dlaczego człowiek tak się zachowuje, dlaczego robi to co robi? Psycholog bada to od strony naukowej, a aktor często intuicyjnie. Pomimo to są to bardzo pokrewne zadania.
Gra Pan zróżnicowane role – czarnych charakterów jak w ,,Obławie” i postaci dobre, promienne jak Fabian w najnowszym filmie Janusza Majewskiego Excentrycy czyli po słonecznej stronie ulicy. Czy jest to związane z Pana charakterem? Przygotowując się do roli szuka Pan jasnych i ciemnych stron siebie?
Często przygotowując się do roli szukam w postaci rzeczy, których do tej pory nie zagrałem. Różnorodność podnieca mnie jako aktora. Po co robić w kółko te same rzeczy? To jest pierwsze kryterium. Jak już mam tego bohatera, to zastanawiam się co mam z nim wspólnego, a co nas różni. Niektórzy są bliżej mnie, a niektórzy dalej. Fabian jest postacią do której lubię się uśmiechać, ale to nie jest Maciej Stuhr na ekranie jeden do jeden. To facet, który jednak zachowuje się inaczej niż ja. Troszkę inaczej chodzi, rusza się, uśmiecha, patrzy, itd. Konstruując tę postać dużo myślałem o swoim dziadku, który w latach pięćdziesiątych miał tyle lat co Fabian. Dużo cech charakteru mają wspólnych z moim dziadkiem czy Januszem Majewskim. Janusz stoi po drugiej stronie kamery i opowiada historię o czasach, w których był młodym facetem, lubił swing, kochał się w dziewczynach i próbował zmierzyć się z siermiężną polską rzeczywistością przeżywając jednocześnie wspaniałe chwile.
W Polsce często dyskutuje się na temat filmów przez czysto polityczny pryzmat. Grał Pan w filmach takich jak: Pokłosie czy Obława i mimowolnie musiał Pan uczestniczyć w sporze. Jak Pan to ocenia?
Dyskusje na temat Pokłosia możemy prowadzić na dwóch płaszczyznach: czy jest to film zły czy dobry? Albo: czy ten film powinien powstać czy nie? Od kiedy przeczytałem po raz pierwszy scenariusz, wiedziałem, że powinien powstać. Było to wiele lat temu, kiedy nawet nie śmiałem myśleć, że mógłbym w nim zagrać. Powinien powstać, chociażby po to żeby takie wydarzenia historyczne więcej nam się nie przytrafiały. Jest też oczywiście grupa odbiorców, którzy wolą oglądać tylko chwalebne losy Polaków. Uważam, że opowiadanie historii bohaterów i zdrajców sobie nie przeczy, powinniśmy robić i to i to. Kino jest od opowiadania historii, ciekawych historii. Mają zatrzymać widza na dwie godziny i sprawić, że będzie wzruszony, rozweselony lub po prostu coś przemyśli. Polityka jest zachłanna i to nie tylko w dziedzinie filmu. Chce wejść do każdej sfery ludzkiego życia. Do sztuki, ludzkich zachowań, do tego z kim mają żyć, z kim się wiązać, z kim się przyjaźnić, kogo cenić, z kim iść do łóżka, do kogo się modlić. Wydaje mi się jednak, że polityka powinna się ograniczać do tego jak działa państwo. Jest za mało dyskusji w tym temacie, a za wiele o tym co politycy uważają. Każdy chce żyć inaczej, jak jest nas czterdzieści milionów, to jest czterdzieści milionów pomysłów jak żyć. Szukamy przewodników życiowych, moralnych, ale jestem absolutnie pewien, że nie powinni być nimi politycy.
W jaki sposób radzi sobie Pan z popularnością i dziennikarzami, którzy podobnie jak politycy często nie zajmują się swoimi obowiązkami tylko ingerują na przykład w Pana życie prywatne?
Popularnością się nie zajmuję, nie wiem czy jest ona duża czy nie, czy chcę mieć większą czy mniejszą. Nie stanowi to moich podniet. Dziennikarze mają swój zawód, a ja mam swój i często się one spotykają. Bardzo chętnie rozmawiam z dziennikarzami o filmach i o wielu innych rzeczach, tak jak dzisiaj rozmawiam z Panem. Gorzej jest jak chcą oni napisać o moim życiu prywatnym. Jestem osobą jak każda inna, tylko, że mam zawód, który jest na świeczniku. Mam swoje prywatne życie jak Pan czy czytelnicy „Cineramy” i nie zamierzam kogokolwiek o to wypytywać i oczekuję wzajemności.
Co jest dla Pana najpiękniejsze w zawodzie aktora ?
To, że bezkarnie można spróbować cudzego życia. Wielu z nas ma takie chwile, w których zastanawia się a co by było gdybym na przykład nie został tym kim jestem dzisiaj, miał inny zawód, inną kobietę, co by było gdybym był księdzem lub mechanikiem, a może powinienem pójść na inne studia, może nie powinienem studiować. Mamy tęsknotę za życiem, w którym nie żyjemy, może gdzieś jest lepsze życie. Boimy się czy go nie ma. My, aktorzy, mamy okazję żeby te mrzonki wprowadzać w życie przynajmniej na dwie godziny w teatrze czy na kilkanaście godzin dziennie grając w filmie. Zobaczyć kim by się było gdyby się inaczej mówiło, było inaczej ubranym, gdyby się spotykało innych ludzi czy żyło w innych czasach. Chyba to jest tak cholernie pociągające w tym zawodzie.