Purpurat w rozpaczy, mnisi modlą się w swoich samotniach, a księża kuszą internetowymi odpustami. XXI wiek nie jest łaskawy dla sfery sacrum. Ideologiczne zaangażowanie kościoła, spuścizna New Age, a przede wszystkim ponowoczesna prędkość i tumiwisizm wyparły duchowość ze słownika pojęć ważnych. Nieśmiałe próby przywracania mistyki w obszar człowieczego życia – jak wykazuje Joanna Sarbiewska – poczyniło kino neomodernistyczne, a w nim tacy twórcy jak: Béla Tarr, Bruno Dumond lub Aleksander Sokurow. Mistykę negatywną, bo tym terminem określić można styl i tematykę filmowego neorealizmu, najprościej opisać jako próbę poszukiwania sacrum w nicości. Na myśl przychodzą tu wielominutowe, pozbawione akcji i wypełnione pustką ujęcia z Konia Turyńskiego. Przeżycie percepcyjne o tyle trudne w swojej powolności i estetyce, co wynagradzające swojego odbiorcę i zabierające go w zupełnie nowe rejestry świadomości.

Mniej więcej trzy dekady były potrzebne do zrozumienia pesymistycznych skłonności i zagrywek w filmach braci Coen lub chociaż do ich niechętnego zaakceptowania. Przez wiele lat twórcy byli uważani za bezdusznych naśladowców, którzy podchodzili do wszystkich swoich bohaterów z pogardą. W wielu kręgach taka metoda pracy uważana jest za kardynalny błąd. Z podobnymi zastrzeżeniami spotkali się również inni filmowcy, np. Altman czy Kubrick, którzy dzielili z braćmi Coen ponure spojrzenie na świat. Ich bezkompromisowe i krytyczne ujęcie natury człowieka można spotkać nawet w  pozornych komediach.