Brak akcji również wywołuje reakcję – fanatyzm w Uczniu
Kiriłł Sieriebriannikow nie patyczkuje się z widzem: główny bohater filmu Uczeń ukazuje swoje prawdziwe oblicze już w pierwszych scenach. Reżyser nie skupia się na historii, która doprowadziła go do stanu, w jakim się znajduje – ukazuje gotowy produkt, który powstał w niedopowiedzianych okolicznościach. Co spowodowało, że chłopak na pierwszy rzut oka nie różniący się od rówieśników, stał się religijnym fanatykiem i popełnił mrożącą krew w żyłach zbrodnię? Twórca nie odpowiada na to pytanie; ukazuje on drogę, którą chłopak przechodzi – od niezdrowej obsesji do kompletnego fanatyzmu, graniczącego z szaleństwem, a także wskazuje jak niebezpieczne może być niereagowanie i bagatelizowanie zachowań ostrzegawczych, które główny bohater wykazuje od początku filmu.
Pierwsze kroki
Sieriebriannikow nakręcił Ucznia, na podstawie sztuki niemieckiego dramaturga, Mariusa von Mayenburga, którą wcześniej wystawił na scenie pod dwuznaczną nazwą (М)ученик – słowo „мученик” oznacza „męczennika”, podczas gdy samo „ученик” – „ucznia”. Film miał premierę w maju 2016 roku na festiwalu w Cannes, gdzie otrzymał Nagrodę imienia François Chalais. W Polsce obejrzeć go można było latem, na festiwalu Nowe Horyzonty; w listopadzie film zdobył Grand Prix na festiwalu Sputnik.
Fabuła obrazu skupia się na tytułowym uczniu liceum – Wieniedikcie Jużynie. Już na samym początku zostaje on przedstawiony widzowi jako zagorzały chrześcijanin, nierozstający się z Biblią i znający jej ustępy na pamięć. Skąd wzięła się u niego taka postawa? Nie wiadomo. W pierwszej scenie, gdy jego matka zmęczona wchodzi do domu i dopytuje go, dlaczego nie chodzi na basen, jest tak samo nieświadoma przyczyn jego zachowania, jak widz, któremu dopiero co zostaje zaprezentowany Wienia. Matka pyta, co ma napisać mu w usprawiedliwieniu. Chłopak twierdzi, że odmawia uczestnictwa w lekcjach basenu, ponieważ skąpe stroje koleżanek i kolegów obrażają jego uczucia religijne i poczucie moralności. Matka nie uznaje takiego tłumaczenia – usprawiedliwienie powinno według niej przynajmniej przypominać prawdę, inaczej wyjdzie na idiotkę. Gdy następnego dnia Jużyn
w ramach swoistego protestu podczas lekcji pływania wskakuje do basenu w ubraniu, natychmiast zorganizowane zostaje spotkanie z jego matką, prowadzącym zajęcia oraz szkolną psycholożką i jednocześnie nauczycielką biologii – Jeleną Krasnową. Każdy przerzuca na siebie nawzajem odpowiedzialność – rodzicielka, która nie ma ani czasu ani siły zajmować się wybrykami syna, obarcza nią psycholożkę, która jako pedagog, winna według niej wydobyć od syna w czym tkwi problem. Wienia w ciszy słucha rozmowy dorosłych, jednak w pewnym momencie nie wytrzymuje i wyrzuca matce, że ma jej dość. Gdy ta traci cierpliwość i zaczyna okładać syna torebką, staje się jasne, że sprawa jest poważna i spotkanie zostaje przeniesione poziom wyżej – do gabinetu dyrektorki.
Na wszelkie zarzuty chłopak odpowiada cytatami z Biblii (Sieriebriannikow wszystkie jego słowa uzupełnia ukazaniem odpowiedniego umiejscowienia fragmentów w Piśmie):
Kobiety winny skromnie się ubierać, a kto patrzy na nie z pożądaniem, ten już zgrzeszył.
Jego słowa nie przechodzą bez echa – po spotkaniu, na którym nie pada żadne konkretne rozwiązanie, co należy z nim zrobić, dyrektorka zaczepia psycholożkę i mówi, aby zwracała większą uwagę na swój strój. Nauczycielka biologii ubrana jest całkiem zwyczajnie, jednak chłopak zasiewa w otoczeniu ziarno wątpliwości. Jest to swoista prowokacja reżysera: z jednej strony, w XXI wieku, w czasach, w których coraz więcej ludzi uznaje się za ateistów, wydaje się, że jego postawa powinna wzbudzić pobłażliwy uśmiech. Z drugiej, widz obserwuje postawę dyrektorki – zdaje się być ona bardzo niepewna, chłopiec porusza w niej struny odpowiedzialne za poczucie moralności i etyki. Zaczyna się ona zastanawiać: czy zezwalając uczennicom i uczniom na noszenie skąpych strojów kąpielowych postępuje ona właściwie? Czy na pewno nie ma w tym nic gorszącego? Wcześniej nie było to obiektem jej zmartwień, Wienia jednak zmienia tę postawę. Zaczyna ona dostrzegać problem tam, gdzie wcześniej go nie było. Zmusza to także widza do przemyślenia swojego punktu widzenia.
Kolejne wątpliwości zasiewa duchowny, do którego po radę udaje się zdesperowana matka chłopaka. Nie widzi on problemu w zachowaniu ucznia, wprost przeciwnie, uważa, że postępuje on właściwie, w sposób godny naśladowania. Kontrastuje to z wcześniejszymi scenami, które ukazują nagą, wygłupiającą się młodzież przemykającą pomiędzy falochronami, chcącą wykąpać się w morzu. Widz mimowolnie zaczyna porównywać „moralność” obu postaw i w zestawieniu takim w pierwszym momencie rzeczywiście bardziej poprawną wydać się może religijność głównego bohatera. Reżyser zmusza w ten sposób do zrewidowania swoich kategorii moralnych, do „zresetowania” ich i przemyślenia problemu na nowo. Przekonania i postawy Wieni od początku są skrajne, jednak zaledwie chęć próby zrozumienia ich może dawać do myślenia.
Wyznawca
Chłopak zaprzyjaźnia się z kulejącym Griszą Zajcewem, który zdaje się być od początku zafascynowany nowym kolegą – przede wszystkim, w przeciwieństwie do pozostałych uczniów, nie odtrąca on chłopca, stoi po jego stronie. Grisza odgrywa ważną rolę w filmie, bo jest swoistym łącznikiem pomiędzy światem Wieni a światem rzeczywistym. Dopóki istnieje relacja pomiędzy chłopcami, wydaje się, że dla Jużyna jest wciąż szansa na ratunek, że nie stoi on jeszcze na przegranej pozycji. Jego religijne zapędy stają się bowiem coraz bardziej radykalne. Przede wszystkim dopina on swego – bikini zostają zabronione i od teraz dziewczęta zmuszone są do zakładania strojów jednoczęściowych. To początkowe zwycięstwo otwiera Wieniediktowi drogę do innych ekscesów. Na lekcji wychowania do życia na temat zabezpieczania się przed chorobami wenerycznymi i antykoncepcji, chłopak rozbiera się do naga w ramach protestu przeciwko owej degrengoladzie i odmawia udziału w zajęciach, ponieważ marchewki, na które Jelena Krasnowa kazała nakładać prezerwatywy „z seksem nie mają nic wspólnego”, a w Biblii napisano, że ludzie powinni się rozmnażać i o żadnym zabezpieczeniu mowy nie było. Jako że już sama tematyka lekcji wzbudza w licealistach wesołość i śmiech, popisy Jużyna wprawiają klasę w nieopisaną radość, Krasnowa ledwie potrafi zapanować nad młodzieżą, nad rozbrykanym Wienią – kompletnie nie, jedynie samej udaje jej się zachować spokój. Przez to, że cała scena utrzymana jest w wesołych tonach, sprawa nie wydaje się widzowi poważna, a jest to kolejny etap, jaki przechodzi chłopak na swojej drodze ku zupełnemu zatraceniu. Dopiero wejście na lekcję dyrektorki wprowadza nieco spokoju w klasie, ale nawet ona nie jest w stanie powstrzymać ucznia przed wykrzyczeniem kolejnych wersów z Biblii, które brzmią już poważniej niż wcześniejsze. Skanduje on bowiem, że „pederaści zasługują na śmierć”, cytując List do Rzymian, i chociaż sam nie wzywa jeszcze do zabijania, jest to niebezpieczny wstęp do tego typu zachowań. Nauczyciele zdają się jednak wciąż nie traktować poważnie wyczynów chłopca. Wydaje się, że wolą uznawać je za wybryki dorastającego młodzieniaszka, niż potraktować sprawę z odpowiednią dozą powagi, na jaką tak naprawdę ona zasługuje. Nie chcąc sprawiać sobie kłopotu, ponownie wolą przerzucić winę na kogoś innego i zapomnieć, że może dziać się coś złego czy niepokojącego. Zamiast skupić się na problemie dotyczącym chłopca, dyrektorka, podpuszczana przez Jużyna, woli mieć pretensję do Jeleny Krasnowy, która według niej źle prowadzi zajęcia i zachowuje się nieadekwatnie do swojej profesji. Także duchowny po rozmowie z Wienią wydaje się nie dostrzegać problemu, chociaż wizja religijności jego i chłopca wyraźnie się od siebie różnią. Nawet on zmęczony jest ciągłymi cytatami, którymi tamten sypie jak z rękawa. I chociaż spierają się, bagatelizuje on problem podobnie jak pozostali pedagogowie. Jedynie psycholożka, do której wszyscy mają pretensje, zdaje się przejmować zachodzącymi wydarzeniami i chcąc lepiej zrozumieć chłopca, aby być może móc mu pomóc, sama zaczyna uważnie studiować Biblię.
Tymczasem uczucie jakim Grisza darzy Wienię coraz bardziej się umacnia – kolega daje mu poczucie bezpieczeństwa i chociaż nie jest łatwy w obejściu i jak sam twierdzi, Zajcew to nie jego przyjaciel, a kaleka (a według Biblii to nie bliskich należy zapraszać do posiłku, a właśnie obcych, nieszczęśliwych, ludzi z niepełnosprawnościami), to chłopiec jest mu coraz bardziej oddany i pozostaje zapatrzony w niego jak w obraz. Nieprzypadkowe jest tu skojarzenie z poddańczo wiernym wyznawcą, jakim wydaje się być Grisza w stosunku do Wieni. Tamten jest z tego zadowolony – w końcu ktoś podąża za nim, jak za Jezusem podążali jego uczniowie – a Zajcew wreszcie nie jest komuś obojętny. Samo to, że może z kimś posiedzieć i porozmawiać wydaje się nieśmiałemu młodzieńcowi czymś wspaniałym. I mimo tego, że nie jest to przyjaźń łatwa, dla niego znaczy bardzo wiele.
Wkrótce Wienia decyduje się pomóc koledze – wierząc w siłę swojej wiary postanawia go uzdrowić. I chociaż próby, podczas których trzyma on nogę Griszy i krzyczy, każąc jej rosnąć, mogą na pierwszy rzut oka wydawać się śmieszne, gdy dłużej nad tym pomyśleć, wiara Jużyna we własne siły zmusza do zastanowienia, czy sprawa nie zaszła już za daleko. Od wiary we własną wszechmoc, łatwo można przejść do wiary we własną nieomylność, a to jest już, zwłaszcza przy poglądach chłopca, niebezpieczny stan. Bezgranicznie zaufanie do Biblii, bez refleksji, bez próby żadnej reinterpretacji słów w niej zawartych względem współczesności i w połączeniu z bezgraniczną wiarą w ową własną nieomylność mogą doprowadzić do tragedii. I o ile z początku łatwo było wspólnie z pedagogami bagatelizować zachowanie chłopaka, im dłużej widz zastanawia się nad jego postępowaniem, tym bardziej wydaje się ono przerażające i bliskie szaleństwu, a także niebezpieczne.
Od fanatyzmu do tragedii
Kolejne wygłupy Jużyna przestają dziwić – na następnej lekcji biologii przebiera się za goryla i skacze w trakcie zajęć w ramach protestu przeciwko nauczanej teorii Darwina. Dyrektorka wciąż stara się tłumaczyć chłopca przed tracącą powoli cierpliwość Jeleną. Jest gotowa tłumaczyć go tak długo, jak będzie w stanie udawać, że problem nie istnieje i to biolożce zarzuca dogmatyzm, bowiem nie chce się ona otworzyć na tłumaczenie świata inne niż ze stanowiska naukowego (i nie szkodzi według niej, że w Biblii zapisane jest, iż nietoperze to ptaki). Wydaje się, że psycholożce atakowanej ze wszystkich stron pozostaje tylko załamać ręce – wciąż jest jedyną osobą, która wydaje się dostrzegać, że problem jest poważny, a kolejne wygłupy Wieni wkrótce mogą przerodzić się w coś poważniejszego, jednak sama nie jest w stanie wiele zdziałać.
Wkrótce chłopak oznajmia Griszy, że Jelena Krasnowa mu „przeszkadza” i przyczepiła się do niego, ponieważ na pewno jest żydówką, a jak głosi List do Tytusa „zwłaszcza obrzezanym trzeba zamknąć usta”. Skojarzenia z faszyzmem nie są bezpodstawne, zwłaszcza, gdy przypomnieć sobie, że film nakręcony jest na podstawie niemieckiej sztuki, w którym to kraju oskarżenia tego typu z pewnością brzmiałyby o wiele poważniej. Jego kolega nie jest co do tego do końca przekonany, jednak Jużyn nastawia go przeciwko nauczycielce i wspólnie postanawiają dać jej ostrzeżenie.
Niedługo po tym chłopakowi wydaje się, że w jego salonie stoi krzyż z przybitym do niego Jezusem. Wienia zaczyna mówić do niego, prosi go o siły, ponieważ w jego imię musi zadać ludziom ból. W tym miejscu obsesja chłopaka już z pewnością przemienia się w fanatyzm. Tak długo, jak nie robił on krzywdy innym, można było problem bagatelizować, machnąć ręką, ewentualnie stwierdzić, że jest dziwakiem i niczym więcej. Jednak w tym miejscu przekracza on cienką granicę oddzielającą go od fanatyzmu.
Chrystus nie odpowiada. Wkrótce następują tragiczne wypadki, których ofiarą nie pada jednak ostatecznie Krasnowa.
Grisza i Wienia spotykają się przy plaży i pierwszy snuje wizję, w której przez uszkodzone hamulce nauczycielka biologii wpada pod samochód – w ten sposób mogliby się jej pozbyć. Chłopiec gotów jest na wiele, byle tylko nie utracić przyjaźni swojego kolegi. Ich kruche koleżeństwo znika jednak w jednej chwili, gdy Grisza podczas wygłupów całuje przyjaciela. Zaskoczony i wściekły chłopak odpycha go, a tamten jest przerażony jego natychmiastowym wybuchem złości. Przyjaźń, którą tak długo starał się utrzymać i która jak się zdawało tak bardzo mu pomagała, wali się w jednej chwili. Jużyn wyzywa go od zboczeńców i chociaż Zajcew od razu korzy się i prosi go o wybaczenie, jest już za późno. Gdy chłopak dodatkowo oznajmia, że wcale nie uszkodził hamulców Krasnowej, jego mentor wpada w jeszcze większą wściekłość. „To nie jest gra” stwierdza Grisza, ale Wienia traci nad sobą panowanie. Gdy wydaje się, że trochę ochłonął, wręcza koledze Pismo Święte i każe mu czytać na głos. Grisza na pierwszym planie zaczyna czytać, a w tle widz widzi, jak Jużyn podnosi ciężki kamień. Następna scena to sekundy – Zajcew pada powalony na ziemię, by już się nie podnieść.
Reżyser natychmiast przenosi nas w inne miejsce: zebrała się komisja, by porozmawiać o ocenach niesfornego licealisty. Nikt nie wie jeszcze o tym, co zaszło. Spory nauczycieli między sobą wydają się w tym momencie zupełnie nie na miejscu. Podczas gdy oni wciąż kłócili się i przerzucali odpowiedzialnością, nie zwracając właściwie uwagi na Jużyna, jego obsesja przerodziła się w fanatyzm, który doprowadził do tragedii. Ich rozmowy wydają się zupełnie puste i bez znaczenia wobec tego, co zaszło. Lekkie podejście do problemu dyrektorki jest jaskrawym kontrastem wobec tego, co wiemy my, a czego ona wciąż nie jest świadoma. Reżyser jakby gra na nosie widza, w pewien sposób wskazując winnych katastrofy – gdyby grono pedagogiczne, matka, batiuszka zareagowali w odpowiednisposób, być może tragedii dałoby się uniknąć. Oni jednak rozluźnieni prowadzą niezobowiązującą rozmowę w pokoju nauczycielskim w obecności ponurego Jużyna i są zupełnie oderwani od rzeczywistości. Gdy chłopak fałszywie oskarża Krasnową o molestowanie, wciąż próbując ją zniszczyć, i wszyscy skupiają się na atakowaniu jej, zapominając o ekscesach chłopaka, całe spotkanie wydaje się już kompletną farsą. I chociaż kobieta twierdzi, że Wienia ma poważne problemy, nikt już zupełnie jej nie słucha. Natychmiast zostaje zwolniona, ale przerażona ślepotą pozostałych, nigdzie się nie wybiera. „Tu jest moje miejsce” stwierdza i jako protest przeciwko otaczającej ją obojętności przybija swoje adidasy do podłogi w sali lekcyjnej, aby stać tam jako strażniczka normalności. Ostatecznie to być może ona zostaje tytułową męczennicą, atakowana i niezrozumiana przez wszystkich dookoła.
Tymczasem policja znajduje ciało Griszy – końcowa cicha scena przedstawiająca płachtę zerwaną wiatrem z jego drobnego ciała jest ostatecznym obrazem tragedii, do jakiej doprowadził niekontrolowany przez nikogo chłopak, którego problemy zignorowali wszyscy dookoła.
W czasach, gdy terroryzm religijny automatycznie kojarzony jest z islamem, Sieriebriannikow stawia prowokujące pytanie, czy atakującym nie może być także rzekomy wyznawca chrześcijanizmu? Wszyscy bagatelizują to, co dzieje się z Wieniediktem być może właśnie z tego powodu, że nikomu do głowy nie przychodzi pomysł, aby chrześcijanin mógł być niebezpieczny. Jednak każdy fanatyzm, czy religijny czy jakikolwiek inny, nie prowadzi do niczego dobrego. W ojczystym kraju reżysera, gdzie prawie 3/4 ludności określa się jako chrześcijanie jest to kwestia dość istotna, ale problem łatwo można przenieść także na polskie ziemie, gdzie Kościół wciąż odgrywa znaczącą rolę.
Jak już było wspomniane, Sieriebriannikow nie skupia się na tym, co doprowadziło głównego bohatera do stanu, w jakim go poznajemy. Ważniejsza jest dla niego kwestia tego, jak to się stało, że nikt nie powstrzymał go w jego niebezpiecznych zapędach. Jak mogło dojść do tego, że tyle osób, widząc, iż dzieje się coś niepokojącego nie zareagowało. Bali się oskarżenia o antyreligijność, kiedy religia ich w życiu codziennym odgrywa istotną rolę? Ominęli moment, w którym zafascynowanie przemieniło się w niebezpieczny fanatyzm? Bagatelizowali problem, ponieważ dotyczył chrześcijaństwa, a nie czegoś kojarzonego automatycznie z niebezpiecznym procederem?
Spośród winnych takiemu stanowi rzeczy w filmie nikt nie zostaje ukarany, pytanie o przyczyny pozostaje otwartym. Sieriebriannikow prowokuje widza do własnych przemyśleń na temat problemu, nie dopowiadając losu Wieni i pozostawiając Jelenę Krasnową z przybitymi do podłogi butami w akcie ostatecznej desperacji.
Joanna Dołęga