Kino społecznie zaangażowane [ARTYKUŁ]

Społeczne zaangażowanie towarzyszy kinematografii od samego początku. Czym jest, dlaczego funkcjonuje i czy zawsze funkcjonuje?

Kino społecznie zaangażowane to jedno z tych pojęć, które w praktyce może oznaczać wszystko i nic. To zarówno suche stwierdzenie faktu, jak i pełen emocji epitet. Ot, taki sobie dziwoląg. Tadeusz Sobolewski, na przykład, napisał o Festiwalu w Wenecji 2009: Tegoroczny festiwal na koniec odnalazł wreszcie swój sens, nabrał rozpędu. Pokazał, co znaczy dziś kino zaangażowane. Nasuwa się tu pytanie – czy możliwe jest funkcjonowanie kina obojętnego na nurty, podniety i bolączki swojej epoki? Czyli zupełnie społecznie niezaangażowanego?

SZTUKA DLA SZTUKI?

Kadr z filmu "Kolor granatu"

Niektóre dzieła – malarskie, literackie, czy też wreszcie filmowe określa się mianem „sztuki dla sztuki”. Przykładem – chyba najbardziej oczywistym jest Pies andaluzyjski. Trudno się w nim dopatrzeć zaangażowania twórców w świat rzeczywisty, w ogóle trudno się czegokolwiek dopatrzeć, nie mówiąc już o zrozumieniu. Jednak film – dalece bardziej niż obraz malarski czy tekst literacki – jest dziełem zewnętrznym. Obraz i powieść to wyraz wewnętrznego konfliktu twórcy z odbiorcą. Dialogu jeden na jeden.
Film natomiast to polemika twórcy z rozbudowanym światem zewnętrznym, ogromem przyziemnych spraw czysto organizacyjnych, czytaj: związanych z ekipą, wytwórnią, scenarzystą, kostiumografem, specem od castingów, etc. oraz często – pustym portfelem.

Bunuel i Dali byli dziećmi swoich czasów. Ich dzieło, Pies andaluzyjski jest barwną ilustracją ich zaangażowania, ich manifestu artystycznego i życiowego, ich fascynacji psychoanalizą. Czy to sprawia, że nie jest społecznie zaangażowane? Albo szerzej – czy nurty artystyczne, jako takie, nie mają wpływu na społeczeństwo? Oczywiście, że mają. Przykładów jest wiele – choćby fala samobójstw a’la Werter w Niemczech XIX wieku czy podobne zjawisko wśród dziewcząt w Chinach – śmierć głodowa pod wpływem opery Pawilon Peonii. Przenosząc się kilka lat do przodu – także filmy jednego z najwybitniejszych spośród artystów ekranu, Siergieja Paradżanowa, mimo że w najwyższym stopniu symboliczne, porażające liczbą nawiązań i alegorii, czasem aż nieczytelne z powodu swojej odrębności, są zaledwie lub aż świadectwem wielkiej różnorodności tej hybrydy państwa, jaką był Związek Radziecki. W tym kontekście nabierają wręcz politycznego wydźwięku. Siergiej Josifowicz nie kręcił świadomego manifestu politycznego, jednak jego filmy nie mogły uciec od specyfiki czasów, w których powstawały. Sowieccy cenzorzy chyba się ze mną zgadzali, kiedy uznali jego następne dzieło – awangardową i prawie afabularną opowieść o armeńskim poecie Sayat-Novie za zbyt silne sugestywne operowanie symbolami narodowymi.

JAK BARDZO ZAANGAŻOWANE?

Plakat filmu "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni"

Może powinniśmy zacząć mówić o stopniach zaangażowania społecznego kina? Od zapisanych między wierszami opowieści o epoce, jak Pies Andaluzyjski czy Sieci Popołudnia, przez rozlany sok granatu układający się w granice starożytnego Królestwa Armenii, po światowe Nowe Fale, aż po filmy czysto propagandowe.

Znakomitym przykładem filmu z tej trzeciej kategorii jest obsypany deszczem nagród Cztery miesiące, trzy tygodnie i dwa dni. Spokojna, pozbawiona emocjonalnego nacechowania opowieść o – jakże banalnie to brzmi – trudach życia biednej młodzieży w Rumunii. Rzecz o aborcji, jednak nie podejmująca wprost tematu moralności tego zabiegu czy też zbrodni. O poczuciu winy i poczuciu ulgi. O bezsilności i determinacji. Cristian Mungiu zadaje pytania i nie oczekuje odpowiedzi. Jego film nie jest dialogiem z widzem a ilustracją. Nie nakłania nas – w każdym razie nie bezpośrednio – do reakcji.

NA KRĘTYCH DROGACH PROPAGANDY

Tutaj pojawia się ostatnia kategoria zaangażowania – propaganda. Leni Riefenstahl całe życie uważała, że jej filmy są artystycznym eksperymentem, cinema verite, dziełem sztuki. Ona, i Eisenstein byli najwybitniejszymi artystami spośród propagandystów. Ich filmy nie tylko chwaliły ustrój, ale skierowały światową kinematografię na zupełnie inne tory. Co innego film Żyd Suess. Ta perła światowej propagandy, film antysemicki do najdrobniejszego włókna taśmy filmowej, tym bardziej, że udaje apolityczny. Tak społecznie zaangażowany, że po pokazach w całej okupowanej Europie miały miejsce zamieszki antyżydowskie. Wyświetlany na specjalnych prelekcjach dla esesmanów i strażników w obozach koncentracyjnych. Czy można sobie wyobrazić bardziej społecznie zaangażowany film?

Co więc jest lepsze tudzież bardziej efektywne – suche fakty, pozostawione ocenie widza, czy natrętne moralizowanie? Zapewne zależy to w dużej mierze od zręczności reżysera. Suche fakty można przedstawić w sposób zgoła reportażowy lub poetycki, czy też jako scenki rodzajowe. Sam dobór scen jest już przyczynkiem do opiniowania.

Te filmy są metaforą, poezją, a często mają być terapią wstrząsową, która głęboko angażuje widza, sprawia, że stajemy się uczestnikami zdarzeń, co często prowadzi do tragicznego poczucia bezwładności, poczucia że sytuacja decyduje za nas.

Dominika Fleszar

Udostępnij przez: