Cywilizowana Północ, dzikie Południe. Słowo o Wojnie Aleksieja Bałabanowa

To wszystko wydarzyło się nie tak dawno temu, bo między 1994 a 2009 rokiem, całkiem niedaleko, bo w oddalonej od Polski o niecałe dwa i pół tysiąca kilometrów kaukaskiej Czeczenii. Warto na tę odległość zwrócić uwagę, gdyż mniej więcej o podobną oddalony jest od Warszawy szkocki Edynburg, katalońska Barcelona czy greckie Ateny. Jednak to Czeczenia funkcjonuje w naszej wyobraźni jako niezaprzeczalny koniec świata. Czeczenia jest daleko. Mentalnie, nie geograficznie. Można pokusić się o stwierdzenie, że patrzymy na ten kawałek Kaukazu jako na coś całkowicie nierzeczywistego, nierealnego, zakazanego. I jest to w pewnym sensie prawda. Wszystkie przewodniki turystyczne odradzają podróże w ten rejon Rosji, traktując go jako teren szczególnego zagrożenia. I wreszcie media. Reputacja budząca powszechny strach. Wojna Bałabanowa weszła na ekrany kin w 2002 roku, podczas trwania drugiej wojny czeczeńskiej. Ale od początku…

 

Trochę historii

Pierwsza wojna w Czeczenii wybuchła w grudniu 1994 roku i miała być „małą zwycięską wojenką”, tak bardzo potrzebną szybko tracącemu poparcie w rankingach Jelcynowi. Zaplanowano ją na osiem dni i nie nazwano wojną, a eufemistycznym określeniem „przywrócenia porządku konstytucyjnego w zbuntowanej republice”. Wojna z planowanego terminu przeciągnęła się do 1996 roku i obnażyła fatalny stan techniczny i moralny armii upadłego Imperium. Czeczenia niepodległością nie nacieszyła się jednak długo, ponieważ w 1999 roku odchodzący prezydent oddał władzę w ręce nikomu nieznanemu młodemu i ambitnemu kagiebesznikowi – Władimirowi Władimirowiczowi Putinowi. Druga wojna ściśle związana była z operacją „Następca”, który to obiecał narodowi rosyjskiemu rozprawienie się z „kwestią czeczeńską” raz na zawsze. Na krótko przed jej wybuchem Rosją wstrząsnęły zamachy terrorystyczne, wybuchy bomb w blokach mieszkalnych, metrze. Wszystkie z „ewidentnym czeczeńskim śladem”, jak skrzętnie informowały „niezależne” rosyjskie media. I znów nie nazwano konfliktu wojną, a dokonano sprytnej ucieczki do eufemistycznej „operacji antyterrorystycznej”, którą po słynnym zamachu na World Trade Center w 2001 roku okraszono epitetem „międzynarodowa”. Dyplomacja rosyjska zrobiła wszystko, by stać się członkiem międzynarodowej koalicji w walce z terroryzmem. Tym sposobem wewnętrzny charakter działań zbrojnych w Czeczenii został usprawiedliwiony przed światem walczącym z terroryzmem islamskim, dając ciche przyzwolenie na kontynuowanie masakry na ludności czeczeńskiej. Druga wojna była zdecydowanie bardziej okrutna niż pierwsza. Lepiej zorganizowana, nagłośniona medialnie, zmanipulowana. Była też usprawiedliwiona zarówno w oczach Rosjan, jak i całego zachodniego świata. O niej właśnie opowiada Bałabanow.

 kinopoisk.ruZwykły bohater

Cały film zbudowany jest na historii opowiadanej przez Jermakowa (Aleksiej Czadow), młodego sierżanta, czekającego w więzieniu na wyrok za mordowanie czeczeńskiej ludności cywilnej. Przypomina dokument przeplatany elementami fabularnymi. Czarno-białe kadry, kamera z ręki i wywiad z osadzonym, łączą się z fabularną opowieścią o wojnie. A w zasadzie o jej kawałku, widzianym oczyma głównego bohatera. Wydaje się, że sierżant Jermakow nie przypadkowo nosi najbardziej popularne imię w Rosji. Iwan to everyman. Bohater z ludu, zwykły chłopak z prowincjonalnego miasteczka na dalekiej Syberii. Z nim może utożsamić się każdy nastolatek, który trafia do armii, bo rodzice nie nazbierali tyle pieniędzy, by zwolnić go z tego obowiązku lub nie mieli tylu znajomości, by móc w jakikolwiek inny sposób zbawić syna. Poznajemy go w roli czeczeńskiego jeńca, ale niezbyt wartościowego – nikt za niego nie zapłaci, gdyż dla armii jest zwykłym mięsem armatnim, ładunkiem 200, a rodziców (gdyby nawet wiedzieli o niewoli syna) i tak nie stać na okup. Droga Iwana – z czeczeńskiego plenu (niewoli), poprzez wielki Petersburg i rodzinny, prowincjonalny Tobolsk (w którym przez dwa lata jego nieobecności nic się nie zmieniło) po powrót na Kaukaz – to podróż inicjacyjna, przeistoczenie się z chłopca w mężczyznę, z niewinnego młodego człowieka w znającego twarde reguły gry, obwieszonego bronią niczym Rambo, dojrzałego mężczyznę, który nie ugnie się przed nikim i niczym, by dokonać prawilnych wyborów. Prawych oczywiście w swoim własnym mniemaniu, ponieważ Iwan nie zwraca uwagi na zdanie Czeczenów, uważając ich za bandytów, kierując się rosyjską propagandą sterowaną przez władzę, która to w „podzięce” za walkę z przestępcami osadza go w więzieniu.

Kamienne auły Południa versus metropolie Północy

Sierżant Jermakow pełni kilka funkcji w obrazie Bałabanowa. Po pierwsze – jest oczywiście osią opowieści, po drugie – stanowi przykład nowego bohatera, chłopca znikąd, po trzecie – jest przedstawicielem cywilizowanego narodu, który uczy dzikusów obsługi komputera, porozumiewa się za nich po angielsku oraz nawet daje moralne nauki. Jest potrzebny Asłanowi (Georgij Gurgula), czeczeńskiemu watażce, i tylko dlatego ten nie zabija go dla własnej uciechy. Asłan Gugajew to stereotypowy Czeczen, którego obraz zgodny jest z medialnym, rosyjskim rozumieniem przedstawiciela tego narodu. Jest dziki i nieprzewidywalny, ale potrzebuje Iwana, gdyż mimo, że posiada wysokiej klasy sprzęty komputerowe, nie umie się nimi posłużyć, nie ma też pojęcia o tym, że funt brytyjski jest droższy od dolara amerykańskiego, nie zna języków. Tak jakby cywilizacja i kaganek oświaty, który przynieśli im w XIX wieku Rosjanie, na nic się nie zdały. Iwan (mimo, że to chłopak z głębokiej rosyjskiej prowincji) staje się symbolem cywilizacji, urbanizacji i wyższości moralnej oraz umysłowej nad nieokiełznanymi ludami Kaukazu. Pozwala sobie nawet na komentarz:

Czemu przeklinasz, Asłan, przecież Allah ci zabrania?

Po rusku mówić – to jak przeklinać. Dla Allaha wszystkie wasze słowa są takie same…

Tym krótkim dialogiem Bałabanow pokazuje wrogie nastawienie górali do Rosjan, do ich kultury – tej wielkiej cywilizacji, którą im niosą, a której oni, z jakichś bliżej niezrozumiałych przyczyn, nie chcą przyjąć – i do samej Federacji Rosyjskiej. Swoją drogą, cóż to za wielką cywilizację mogła przynieść na Kaukaz Rosja podczas jego podboju na przełomie XVIII i XIX wieku? Cóż miała do zaoferowania kolonialna polityka młodego Imperium dla ludów, które istniały na wiele wieków przed nim? Ten wątek pojawia się także podczas innej rozmowy Iwana z Asłanem:

Kiedy skończy się ta wojna?

Kiedy wszyscy Ruscy będą żyć na północy. Jesteście głupi i słabi. I rządzą wami idioci. Ukrainę oddaliście, Kazachstan też… Połowę kraju oddaliście tak po prostu. Niebawem wschód opanują Chińczycy… A wy ze mną walczycie? A ja mam w Moskwie hotele, trzy restauracje, cztery brygady. Petersburg, Moskwa, Samara – ja Ruskich doję jak kozy, a oni mi jeszcze z budżetu pieniądze dają… Ty wiesz dlaczego źle walczysz? Nie wiesz? Dlatego, że ty nie za ojczyznę walczysz, a walczysz dlatego, że cię tutaj przynagli jak barana. A ja znam swoich przodków do siódmego pokolenia wstecz. To moja ziemia i będę ją oczyszczać od niewiernych psów, tak długo, aż do Wołgogradu ani jeden Ruski nie zostanie.

 big

Interesujący jest fakt, że w usta Czeczena, walczącego o niepodległość swojego narodu, włożone zostały słowa o rozpadzie Imperium i o odłączeniu się od niego innych podległych wcześniej republik. Czy ktoś walczący o swoją niezależność będzie oceniał w podobny sposób suwerenność innych państw? Bardzo wątpliwe…

Jest jeszcze jeden ważny aspekt, którego dotknął w Wojnie Bałabanow – więzy rodzinne. Specjalnie, czy może jednak przypadkiem? Oto Iwan – chłopiec z rozpadłej rodziny, w której ojciec zostawił matkę z braku miłości, i Asłan – mszczący się za swojego brata, którego zabił jeden z Rosjan. Znów podział na Północ, która zatraciła się w sobie i nie zwraca uwagi na pokrewieństwo oraz na Południe, ciągle funkcjonujące we wspólnocie i wzajemnym odpowiadaniu za siebie, kultywujące tradycję zemsty rodowej. Asłan po trzech latach odnajduje mordercę swojego brata, płaci za niego wysoką łapówkę i pozbawia życia. Dumny i waleczny – jak wszyscy Rosjanie w obrazie Bałabanowa – mówi przed śmiercią:

Zabiłem twojego brata. Jego i jeszcze wielu oprócz niego. Ja was czarnodupcy mordowałem i będę mordować, dlatego że wy… – na tym kończy się zdanie, gdyż Czeczeni podrzynają mu gardło z okrzykiem Allah Akbar. Hasło to nie jest oczywiście bez znaczenia, pokazuje bowiem związki Czeczenów z islamskimi terrorystami i nawiązuje jednocześnie do Rosjan opowiadających się po tej „dobrej i prawej” stronie.

Dobry Rosjanin i zły Czeczen

Rosjanie u Bałabanowa to dumni, waleczni, prawi i odważni żołnierze. Mają misję – zbawić świat od terrorystów i bandytów czeczeńskich. Stereotypizacja tego świata pojawia się na każdym kroku – matka kapitana twierdzi, że nigdy nie kupowała mandarynek „od tych w czapkach”, jego mała córka zaznacza, że tata ochrania ojczyznę od „bandytów”, a na konferencji prasowej w Anglii zadają pytanie byłemu zakładnikowi Czeczenów o to, czy działania Rosjan w Czeczenii są uzasadnione. Pytanie oczywiście pozostaje bez odpowiedzi, choć ta jest oczywista. Rosjanie w Wojnie Bałabanowa to też prawdziwi mężczyźni, których wcieleniem jest kapitan Medwiediew (Siergiej Bodrow) (w 2002 roku nie było wiadomo, że polityk o tym nazwisku zajmie ważne miejsce w Rosji). Iwan wyraża się o nim w samych superlatywach – prawdziwy mużyk, spokojny, opanowany, zimnokrwisty. Prawdziwy mężczyzna, w którym od razu zakochuje się porwana Dunka Margo, zostawiając dla niego zniewieściałego Johna. Miedwiediew to wzór do naśladowania. Wcielenie siły i męskości. Leżąc w czeczeńskiej jamie, która stanowi więzienie, pierwszą rzeczą, o którą prosi, jest papieros. Prawdziwie. Po męsku. Charakterystyczne jest też to, że kapitan nie zabija, nie strzela. On myśli, wydaje polecenia, analizuje. W całym filmie Rosjanie przedstawieni są bardzo taktownie – cała wina i całe zło zrzucone jest na Czeczenów. Tak jakby to Rosjanie bronili swojego kawałka ziemi, swojej ojczyzny, tak jakby na nich napadano, a nie odwrotnie. Z rosyjskich samolotów bomby zrzucane są w powietrze, nikogo nie ranią. Iwan zabija cywili tylko wtedy, kiedy nie ma wyjścia. Jatka,  w której bierze udział podczas odbijania więźniów, także nie ma na celu ofiar w ludziach w takiej ilości. Nie ma w filmie ani słowa o eksterminacji ludności czeczeńskiej, nie mówi się o powszechnych zaczystkach (procedery uprawiane przez wojska rosyjskie na terenie Czeczenii, mające na celu oczyszczenie terenu z tzw. elementów wywrotowych, w tym przypadku bojowników, w rzeczywistości polegające na grabieży mienia; według opowiadań klasyczna zaczystka odbywała się nocą lub w środku dnia, kordon wojska otaczał wieś, często torturując cywilów), stosowanych przez armię rosyjską, nie ma mowy o obozach filtracyjnych, które swą okrutnością przewyższały majstersztyk hitlerowskich obozów zagłady, nie ma o gwałtach, znęcaniu się, alkoholu i narkotykach, które trawiły rosyjską armię. Nie mówi się o tym, że mocarstwo wysłało armię przeciwko małemu narodowi. Są tylko źli bandyci z Czeczenii, terroryści, których trzeba zniszczyć i zgodnie z rozporządzeniem nowego prezydenta bezdyskusyjnie moczit w sortire (słowa Wladimira Putina dotyczące rozwiązania problemu z czeczeńskimi terrorystami, powiedzenie używane w slangu więziennym, oznaczające w dosłownym tłumaczeniu – moczenie w kiblu).

Czeczeni u Bałabanowa to nieokrzesani dzikusy z kamiennych, górskich auli, brutalni i gotowi na wszystko porywacze  – porywający dla okupu, oczywiście. Nie ma jednak ani słowa o tym, że tego typu działania nie miałyby prawa się udać, jeśli nie byłoby pomocy z zewnątrz. Podobnie jak dostęp do broni, której Czeczeni nie zdobyliby, jeśliby nie rosyjska (sic!) pomoc z zewnątrz. Zadaniem propagandy jest zdeformowanie realnego obrazu rzeczywistości, doskonałe podanie atrakcyjnie opakowanej karmy dla mózgu i sprowokowanie myślenia zgodnego z wolą władzy. Rosja bardzo krótko cieszyła się tzw. wolnością mediów. Epoka panowania Borysa Jelcyna była zbyt krótka, by Rosjanie zdążyli przyzwyczaić się do samodzielnego myślenia. Do przejścia z pozycji poddanego do pozycji obywatela. Trzeba było na nowo otumanić ich wielkością, imperialną siłą, nie tłumacząc do czego im to potrzebne. Chodzi przecież o zbudowanie u zwykłego zjadacza chleba poczucia wyższości. Wyższości wyrażonej za pomocą munduru (swoją drogą Bałabanow doskonale pokazał gabinetowych generałów), wiedzy (choć ciężko uwierzyć, że Czeczeni posiadając taki sprzęt rzeczywiście nie umieli się nim posługiwać i zmuszeni byli do uciekania się do pomocy światłego Rosjanina z prowincji, co ważne) i wreszcie poziomu życia (kontrastowe zestawienie górskich wiosek z rozwiniętymi stolicami Północy). Czeczeni Bałabanowa to nie tylko dzikusy, ale także tchórze, którzy boją się Rosji, jej armii, nawet prawdziwych rosyjskich mężczyzn. Pełno tu scen, kiedy szybko rozpierzchają się przed rosyjskimi wiertuszkami (samolotami bojowymi), uciekają w popłochu kiedy nieoczekiwanie wpadają w pułapkę zastawioną przez mądrego, butnego i odważnego Rosjanina. Nie potrafią obronić pozycji przed trzema napastnikami, nie mówiąc już o zdobyciu kamiennej wieży czy zabiciu czterech osób płynących na tratwie i stanowiących prosty cel. Czy to o nich, o tych Czeczenach, mógłby napisać w swoim Archipelagu Gułag Aleksander Sołżenicyn w taki sposób? Był tylko jeden naród, który w ogóle nie poddał się psychologii pokory – nie jednostki, nie buntownicy – ale cały naród. To byli Czeczeńcy. Nie sądzę.

Wojna

Tytułowa Wojna to nie tylko agresja jednego narodu przeciw drugiemu, ale także wojna, a raczej wojny indywidualne, osobiste, dalekie od wielkiej polityki. John (Ian Kelly), angielski aktor, nie rozumie nic z tego, co dzieje się dookoła niego. Zostaje wplątany w jakiś potworny wir komedii omyłek. Wpada w czeczeńską niewolę, a potem zostaje z niej zwolniony, by zdobyć pieniądze na okup. Wraca do swej Europy, która kompletnie nie jest zainteresowana udzieleniem pomocy nadal więzionej Margo, gdyż nie ma zamiaru wtrącać się w „wewnętrzne sprawy Rosji”. John to typowy przedstawiciel Zachodu – także bardzo stereotypowy, który nie ma pojęcia o funkcjonowaniu byłego Imperium. Nie rozumie mechanizmów tam działających i traktuje to wszystko, od pewnego momentu, jak swego rodzaju ekstremalną przygodę (scena, w której kupuje ubrania, jadąc na wojnę by odbić Margo z rąk bandytów jest na tyle komiczna, że aż absurdalna). Dla Zachodu Rosja to terra incognita, której zasad funkcjonowania za nic nie jest w stanie zrozumieć. Rozpad Imperium, który pociągnął za sobą szereg konfliktów zbrojnych, był i jest nadal dla Zachodu dramatem na dalekich lub nawet bardzo dalekich peryferiach i wewnętrzną sprawą Rosji właśnie. Co więcej, zdaniem Iwana, John to mięczak, całkowite przeciwieństwo kapitana Medwiedewa i jego samego. Brytyjczyk zdobywa jednak pieniądze, znajduje Iwana i wyrusza na wojnę, ale nie umie walczyć, choć to jego wojna, jak określa tę wyprawę Iwan. Iwan morduje więc za niego, pokazuje i tłumaczy, niczym mistrz uczniowi, czym jest wojna i na czym polega. Silny Rosjanin i słaby Europejczyk – kontrast wyraźny. To wojna – tłumaczy Iwan – i trzeba przeżyć. A żeby przeżyć, trzeba zabijać. Ja też dwa lata temu nie umiałem zabijać, ale mnie zmusili. A ty przyszedłeś tu sam. To twoja wojna, John. Moja już się skończyła. Niemniej jednak pomaga mu, jak sam tłumaczy, głównie ze względu na kapitana. Za swą pomoc otrzymuje od Johna pieniądze. Płaci premię Rusłanowi, Czeczenowi, którego szantażem zmusił do pomocy (kolaboracji przeciwko swoim, to kolejny element deprecjonowania Czeczenów w oczach odbiorców filmu), za „pomoc w walce z terroryzmem” (ten, jak oczywiście na zdradliwego Czeczena przystało, pieniądze bierze i rozpowiada o nim niewyobrażalne rzeczy i, co więcej, wysyła dziecko do Moskwy na studia, sam też się tam przenosząc), a całą resztę oddaje kontuzjowanemu Medwiediewowi. Kapitan jako jedyny wstawia się za osadzonym i staje w jego obronie. Sam traci na tym najwięcej, prócz tego, że dobrowolnie nie zarobił ani centa na całej ekspedycji, to ląduje w więzieniu z poważnym oskarżeniem.

 kinopoisk.ru

Kto jest jednak prawdziwym wrogiem Rosjan? Czy rzeczywiście Czeczeni, których ziemia zajmuje tyle, co powierzchnia województwa małopolskiego? Czeczeni, którzy chcieli odzyskać niezależność, idąc za nawoływaniem Borysa Jelcyna do oddzielających się republik po upadku Związku Radzieckiego bierzecie tyle wolności, ile tylko uda wam się udźwignąć? Czeczeni, którzy zostali skolonizowani i siłą włączeni do Imperium w 1859 roku? Czeczeni, którzy zostali podczas obu wojen zdziesiątkowani? I wreszcie Czeczeni, których w rezultacie obu wojen, skłócono ze sobą i zdegradowano w oczach opinii światowej? Czy może dwulicowa władza, która prowadziła po raz kolejny (sic!) na Kaukazie wojny kolonialne w końcu XX wieku? Władza, która nie nazwała eksterminacji ludności cywilnej wojną i uciekała się do eufemistycznych określeń? Władza, która dzięki manipulacji i dezorientacji swojego własnego społeczeństwa sprytnie dołączyła do międzynarodowej walki z terroryzmem? I wreszcie władza, która skazała głównego bohatera na więzienie za mord na cywilach, sama tego jawnie (i za cichym przyzwoleniem Zachodu) dokonując?

 

Stasia Budzisz-Cysewska

Udostępnij przez: