Run all night – Nocny Pościg

Z rodziną Liama Neesona się nie zadziera. W większości przypadków kończy się to brutalną śmiercią, więc naprawdę nie warto. Wydaje się, że do tej pory ludzie powinni przyswoić tę prawdę. Nocny pościg pokazuje jednak, że niektórzy wciąż naiwnie przeceniają swoje siły w starciu z niemłodym już przecież Irlandczykiem. Jeśli wierzyć słowom aktora, to jedna z ostatnich lekcji, której udzieli bandziorom przed powrotem do spokojniejszego kina. Jego udział w filmie również nie jest przypadkowy, z reżyserem (Jaurne Collet-Serra) miał okazję pracować już dwukrotnie. Czy warto obejrzeć ich najnowszą produkcję? Tak. Fanów Neesona zachęcać nie muszę, a i reszta powinna dać jej szansę. Jeśli nie reagujecie alergią na (niegłupie) kino akcji, to powinniście być zadowoleni.


Nie oglądajcie zwiastunów. Punkt wyjściowy historii jest naprawdę ciekawy i w moim odczuciu zajawki zdradzają trochę za dużo – postaram się zachować większą rezerwę. Fabułę napędza walka między emerytowanym mafijnym egzekutorem (Liam Neeson), a jego byłym szefem i jedynym przyjacielem (Ed Harris). Wieloletnia przyjaźń przestanie mieć znaczenie, gdy w wyniku tragicznego zbiegu okoliczności ich synowie zostaną uwikłani w potencjalnie śmiertelny konflikt. Akcja wywołuje reakcję – obrona syna sprowokuje bezlitosną zemstę pokrzywdzonej strony. I to właśnie jest tu interesujące – protagonista i antagonista są sobie bliscy; nie gardzą sobą, nie życzą sobie śmierci. Obaj robią to co uważają za stosowne i trudno za to winić któregokolwiek z nich. Zaskakująco naturalnie wypada też wątek dotyczący relacji ojca z synem. Nie jest naiwny ani irytujący i skutecznie dodaje ciężaru całej historii.

Ogromną rolę odgrywa tu aktorstwo. Charyzma Liama Neesona jest niepodważalna – jego jedno spojrzenie mówi więcej niż niejeden gniewny monolog. Warto dodać, że równie dobrze wypada kiedy zrzuca maskę twardziela i dzieli się z nami swoim bólem. Znajdujący się po drugiej stronie barykady Ed Harris przejawia podobne cechy. Starcia obu panów to klasa sama w sobie i jeden z mocniejszych punktów filmu. Na uznanie zasługuje również kreacja syna protagonisty, granego przez Joela Kinnamana. Jego bohater nie stoi w cieniu ojca, ma swoje racje i przekonujące motywacje. Razem tworzą ciekawy i dobrze napisany rodzinny duet – o niebo ciekawszy niż tragedia z ostatniej Szklanej Pułapki. Dość niespodziewanie okazało się, że to nie pościgi i strzelaniny, a historia i gra aktorska zrobiły na mnie największe wrażenie.

Nie żeby strona techniczna pozostawiała coś do życzenia. Wrogowie dzisiejszych trendów nie powinni narzekać – praca kamery i montaż nie dezorientują, jest dynamicznie, ale czytelnie. Ujęcia są przemyślane i wybijają się ponad poprawny poziom. Na pochwałę najbardziej zasługuje tu finałowa sekwencja w osnutym poranną mgłą lesie. Muzyka może nie zostaje w pamięci po zakończeniu seansu, ale spełnia swoją rolę i skutecznie potęguje napięcie. Podsumowując – dobre przedstawienie dobrej historii.

Czy film posiada jakieś zgrzyty? Kilka scen to wielokrotnie ograne gatunkowe klisze, ale to jedyny zarzut jaki mogę postawić. Pozytywnie zaskoczyła mnie postać protagonisty – kiedy go poznajemy jest wrakiem. Smutnym alkoholikiem, który walczy i przegrywa z demonami przeszłości. Jego własny syn nie chce mieć z nim nic wspólnego, a on z trudem wiąże koniec z końcem w przerwach między żałosnymi pijackimi wybrykami. To nie szlachetny ojciec rodziny czy rzucający cięte riposty cwaniak. Nie możemy określić go mianem całkowitej porażki, ale od tego tytułu ratuje go wyłącznie poczucie obowiązku i ponadprzeciętna zdolność odbierania życia innym. Film zadaje nam jednak pytanie – czy to faktycznie wystarczy, by uzyskać odkupienie?

Nocny pościg może nie być filmem, który zapamiętacie na lata, ale to naprawdę dobre kino akcji. Nie obraża inteligencji widza, nie żenuje nieudolnymi przejawami poczucia humoru. Zaskakuje dojrzałym wydźwiękiem, bez jednoczesnego popadania w egzaltację czy śmieszność. Warto go obejrzeć dla samej gry aktorskiej, niezależnie od preferencji gatunkowych. Żeby nie było wątpliwości : to czysta, dość prosta rozrywka. Została zrealizowana jednak na tyle dobrze, by polecić ją również tym, którzy w kinie szukają głębszych doznań. Radzę więc uzbroić się w piwo, popcorn czy inne chipsy i obejrzeć Liama Neesona w akcji – nie będziecie się źle bawić.

Mikołaj Lewalski

Udostępnij przez: