Kiedy w 1812 roku angielski matematyk Charles Babbage wpadł na pomysł skonstruowania programowalnej maszyny liczącej, nie mógł nawet śnić o tym, że blisko dwa stulecia później świat obiegnie krzyk rozpaczy milionów ludzi, oglądających na wielkim ekranie wygłupy Jar Jar Binksa. Babbage’owska maszyna różnicowa oraz niezrealizowany projekt maszyny analitycznej były pierwszym krokiem na drodze ku komputerom elektronicznym, których zastosowanie w innym wynalazku, którego Anglik nie dożył – filmie – było nieuniknione, choć droga ku temu wiodła kręta i wyboista.

Kino akcji to relatywnie młody gatunek filmu. Jako osobny nurt zostało określone dopiero w na przełomie lat 60. XX wieku za sprawą produkcji o Jamesie Bondzie. Jego korzenie sięgają wprawdzie filmów wojennych i westernów lat 40. i 50., ale właściwa dla gatunku struktura została wypracowana mniej więcej 20 lat później. Przełomowa okazała się tu postać agenta 007, która zdefiniowała cechy, którymi powinien się odznaczać bohater kina akcji. Zaradny, sprytny, kompetentny, o ciętym języku – taki heros to uosobienie przymiotów pożądanych przez widza (zwłaszcza męską część widowni). Dzięki temu kibicujemy mu i obawiamy się o jego bezpieczeństwo, kiedy przebija się przez zastępy podwładnych głównego antagonisty. Lata 70-te wprowadziły do wykształconej formuły brud i bardziej dosadną przemoc. Absurdy fabularne ustąpiły ponurym miejskim historiom o posługujących się własnym kodeksem moralnym stróżach prawa walczących z przestępczością. Prym wiodła tu legenda westernu, Clint Eastwood, a coraz większą popularność zdobywały także filmy poświęcone sztukom walki, gdzie królował Bruce Lee i Chuck Norris.