Osobom zainteresowanym kinem termin blaxploitation jest zazwyczaj mniej lub bardziej znany. Popularny w latach 70. gatunek był ciekawym i do dziś omawianym zjawiskiem. Zdecydowanie rzadziej wspomina się natomiast o innym nurcie o podobnej do pierwszego nazwie, a mianowicie o turksploitation. Nie jest to niczym dziwnym, jako że nurt ten nie może pochwalić się żadną wartościową produkcją. Filmami powstającymi w nurcie tureckiego kina eksploatacji w latach 70. i 80. były przede wszystkim remake’i najgłośniejszych i najlepiej sprzedających się filmów amerykańskich. Światło dzienne ujrzały wtedy takie „dzieła” jak Cellat (nazywane Tureckim życzeniem śmierci) czy Three Big Men (znane jako Turecki Spider-Man). Filmy z tego nurtu nie były, mówiąc delikatnie, udane – były to zazwyczaj tanie i nieudolnie nakręcone produkcje, znane przede wszystkim z tego, że ich twórcy niewiele robili sobie z praw autorskich dotyczących filmów, które bezczelnie kopiowali.

„Erotyzm sam w sobie” – pisała o micie Androgyne Maria Kornatowska. Pełnia, przynależność do sfery boskiej, wyrwanie z ram biologicznej konieczności – to kolejne skojarzenia z wciąż obecną w kulturze postacią, łączącą rysy męskie i damskie. Filmowcy prędko dostrzegli możliwość reinterpretacji mitu „trzeciej płci”, bowiem