Krzysztof Zanussi – sens istnienia
Krzysztof Zanussi należy do twórców kina autorskiego, do większości reżyserowanych przez siebie filmów pisze scenariusze. Reżyser mówi, że do swoich dzieł czerpie inspiracje z własnego życia. Analizując jego twórczość, dostrzeżemy, iż filmowych bohaterów dręczy to samo pytanie, które niejako podświadomie zajmuje nas wszystkich (o ile nie zagłuszamy ich trywialną codziennością): co jest sensem naszej egzystencji? Poszukiwanie odpowiedzi na to, a także na inne egzystencjalne pytania sprawia, że kino Zanussiego charakteryzuje coś, co krytycy nazwali kinem metafizycznego niepokoju.
Reżyser pracę twórczą zaczynał pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy nasza rodzima kinematografia, będąc jeszcze pod wpływem wielkich dokonań twórców szkoły polskiej, osadzona była w tradycyjnej narracji filmowej. Podczas pobytu we Francji otarłszy się o nową falę, był tym, który przenosił na polski grunt nowofalowe założenia, by w późniejszym okresie odejść od eksperymentów estetycznych i tworzyć bardziej tradycyjną fabułę. Jednak to nie forma, a poruszana metafizyczna tematyka sprawia, że filmy Zanussiego intrygują.
Już w swoim dyplomowym filmie w Łódzkiej Szkole Filmowej „Śmierć prowincjała” z 1966 roku reżyser porusza egzystencjalne problemy, konfrontując na ekranie dwóch ludzi: Filipa, historyka sztuki wykonującego prace konserwujące i starego prowincjała. Filip przybywa do klasztoru położonego w górach. Góry to zresztą stale pojawiający się symbol w twórczości Zanussiego. Z zachowania młodego bohatera wynika, że w jego życiu nie ma świętości (można dojść do wniosku, iż to pewnego rodzaju bunt młodości, próba zanegowania wszelkich konserwatywnych wzorców). Podczas pobytu w klasztorze jego uwagę przykuwa postawa starego prowincjała. Wraz z upływem czasu bohater z coraz większym zainteresowaniem obserwuje ascetyczne, schematyczne życie (a wręcz wegetację) starego zakonnika. Jego śmierć staje się dla Filipa niezwykle ważnym, podstawowym wydarzeniem w życiu. Warto zauważyć, że temat śmierci pojawia się w większości filmów Zanussiego. To często punkt zwrotny, który odmienia, przełamuje ludzi. Jakby dopiero ona otwierała im oczy na pewne aspekty świata, w którym jest miejsce nie tylko na beztroskę, lecz także na refleksję na temat znaczenia ludzkiego życia. Bohater w ostatniej scenie filmu wspina się na miejsce organisty i z całych sił uderza w klawisze monumentalnych organów. To uderzenie to akt niezgody, buntu przeciw nieuchronności śmierci, a jednocześnie krzyk wybudzenia z letargu.
Podobną konfrontację dwóch różnych postaw życiowych reżyser pokazuje w średnim metrażu „Struktura kryształu” z 1969 roku. Utalentowany fizyk Jan (rola powierzona amatorowi, który jak twierdzi Zanussi w życiu realnym był odpowiednikiem bohatera filmowego) wraz z małżonką wybrał skromne życie na prowincji, gdzie pracuje jako meteorolog. Odwiedza go kolega ze studiów Marek, który wrócił ze stypendium z zagranicy. Świat stoi przed nim otworem. Dla Marka życie to działania, samorealizacja. Jest przykładem człowieka sukcesu. Poza spełnieniem zawodowym, w świecie nauki znajduje też wytłumaczenie świata. Wierzy, że nauka zdystansowała naturę i tak na przykład podczas wykładu w szkole podstawowej twierdzi, iż niedługo kryształy sztuczne będą piękniejsze niż prawdziwe. Jednak Marek to nie idealista, lecz raczej racjonalista; jedną z jego maksym życiowych jest „strzelasz albo ciebie zestrzelą”. Jan jest zaprzeczeniem tej podstawy. Wraz z żoną wybrał życie na prowincji, gdzie zajmuje się obsługą stacji meteorologicznej. Marek przygląda się codziennej egzystencji Jana i próbuje ją zrozumieć, chociaż często to pozbawione sensu czynności (Jan konstruuje denaturator – urządzenie do niczego, omiata grób nieznanej osoby). Podczas pobytu w barze Marek obserwuje twarze biesiadników (dokumentalne ujęcia kamery) i pyta: „O czym ty z nimi rozmawiasz? Co ty w nich widzisz?”. Jan odpowiada: „Zależy jak się na nie patrzy”. Być może to jedno z najważniejszych zdań filmu. Wszystko może mieć sens, wartość zależy od tego, jakie przyjmie się kryteria w ich ocenie. Na pytanie Marka: „Skąd wiesz, że nie marnujesz siebie życia?”, Jan spokojnie odpowie: „Właśnie staram się sobie na to odpowiedzieć, może zajmie mi to jedną czwarta życia”. Nie wiemy, dlaczego bohater wybrał taki sposób na życie. Może to przez wypadek w czasie górskiej wspinaczki, kiedy otarł się o śmierć.
W filmie jest jeszcze trzecia postać – żona Jana. To kobieta dziecko. Prostoduszna i naiwna. O ile Jan wybrał spokojne życie świadomie, ona pomimo wykształcenia (nauczycielka szkolna) jest jakby wpisana w prowincjonalne życie poprzez radość, którą potrafi czerpać z codzienności: zajęcia w szkole, pieczenie chleba, taniec …
Zakończenie jest odmienne niż śmierć prowincjała – nie ma przemiany żadnego z bohaterów. Jeden obstaje przy swoich racjach, podobnie jak i drugi. Zanussi nie sugeruje, który z wyborów jest dobry, który zły. Nie istnieje możliwość jednoznacznego wyboru. Film nie rozwiązuje sporu między kolegami. Jan nie porzuci prowincjonalnej egzystencji, Marek nie porzuci naukowej kariery.
Film, zrealizowany został w naturalnych plenerach i wnętrzach, z naturalnym dźwiękiem, z założeniem, że dialogi filmowe są tylko punktem wyjścia do ich rozwinięcia na planie. Tadeusz Lubelski „Strukturę kryształu” zaliczył do spadkobierców nowej fali, jako wykazującą cechy nowofalowej poetyki. Film, nietypowy narracyjnie, w którym daremne jest doszukiwanie się wielkich dramatycznych wydarzeń, wartkiej akcji. Wszystko to zostaje zastąpione atmosferą, klimatem, gdzie cisza i niedopowiedzenie stanowią osobną wartość. Film stworzył w polskim kinie zupełnie nowy sposób myślenia filmowego, otwiera (wspólnie z wcześniejszym „Żywotem Mateusza”) bardzo osobisty nurt polskiego kina.
Kolejny z filmów, w którym Zanussi otwarcie pyta o sens istnienia, to „Iluminacja” z 1973 roku. Film, podobnie jak poprzedni, trudno zaliczyć do grupy filmów z dramatyczną narracją. Po raz kolejny spotykamy się z eksperymentem filmowym. Obok głównego wątku pojawiają się zrealizowane metodą paradokumentalną wypowiedzi naukowców – prof. Władysława Tatarkiewicza, fizyka Iwa Biruli-Białynieckiego, astronoma Włodzimierza Zonna. Ujęcia są urywane, często sklejone statycznymi kadrami-grafikami, przez co reżyserowi udało się stworzyć język obrazów oddający „strumień świadomości” głównego bohatera, jego skojarzenia, procesy myślowe. Często w tle reżyser wprowadza niepokojące sygnały dźwiękowe.
Fabuła jest zapisem kilkunastu lat człowieka wchodzącego w dorosłe życie. Franciszek Ratman pomimo przeciętnego życia: studia, pierwsze zawody miłosne, żona, dziecko, praca w fabryce kineskopów, przez cały czas poszukuje odpowiedzi na dręczące go pytania egzystencjalne. Nawet studia z fizyki są dla niego, jak tłumaczy przed komisją egzaminacyjną, formą znalezienia odpowiedzi. Chce poznać, by zrozumieć. Zanussi tak montuje sceny filmowe jakby każda z tych dróg poszukiwań była tylko punktem zaczepnym, który bohater szybko porzuca na rzecz następnego. W jednej ze scen jest świadkiem wypadku przyjaciela podczas wspinaczki górskiej. Ta sytuacja powoduje rozłam jego osobowości. Franciszek zastanawia się nad wymiarami metafizycznymi swojego życia. Trafia do zakonu kamedułów, gdzie nie dostaje jednoznacznych odpowiedzi, a jedynie impresje, które są wskazówkami na drodze dalszych poszukiwań. W jednej z scen w klasztorze Retman obserwuje modlących się mnichów, co reżyser montuje z fragmentami filmu edukacyjnego objaśniającego od strony fizjologicznej procesy chemiczne zachodzące w mózgu, odpowiedzialne za powstawanie głębokich przeżyć religijnych. Scena ta z jednej strony pokazuje proces pracy świadomości Franciszka, z drugiej – buduje ironiczny dystans do wszelkich religijnych uniesień.
Bohater wraca do codzienności: do żony, dziecka i nauki, ale bez wiary w jej wszechmoc. Ostania sekwencja filmu – Franciszek z rodziną nad rzeką. Scena idylliczna, w której bardzo ważne jest tło – natura. Słońce, przelatujący ptak, gałęzie na wodzie mogą nasuwać wiele interpretacji, jednak w odniesieniu do kolejnych filmów Zanussiego można odczytać je jako znaki pogodzenia z życiem. Chwila kontemplacji i radości z otaczających nas codziennych cząstkowych ulotnych chwil. Afirmacji życia w jego codziennym kolorycie.
To kolejny film, który zrobiony jest w konwencji nowofalowej.
Filmem „Imperatyw” Zanussi kontynuuje metafizyczne pytania o sens istnienia, o obecność Boga w świecie. Film niejako jest dalszym ciągiem rozważań z „Iluminacji”. Ponownie jak w poprzednim filmie naukowiec Augustyn – matematyk szuka odpowiedzi na pytanie o sens własnej egzystencji, życie po śmierci, wpływ przypadku na życie ludzkie. Naukowiec, nie mogąc znaleźć wyjścia z labiryntu własnego umysłu, ulega coraz głębszej frustracji i popada w konflikt z otoczeniem, które uważa go za dziwaka. Porzucony przez dziewczynę (biologa z wykształcenia, która reprezentuje nurt empiryczny – wszystko ma swe wyjaśnienie w naturze, a sens istnienia to przystosowanie do przetrwania), Augustyn bezskutecznie szuka pomocy u znajomego teologa, później u przypadkowo poznanego duchownego prawosławnego, z którym prowadzi długie rozmowy na temat religii. Ciągle jednak pozostaje w sferze dramatu metafizycznego.
Te poszukiwania doprowadzą go do aktu, który z jednej strony jest demonstracją niewiary, z drugiej – próbą sprowokowania Boga do samoobjawienia. By wymusić na Stwórcy danie jakiegokolwiek znaku, bohater profanuje ikonę w pobliskiej cerkwi. Augustyn, choć bardzo tego pragnie, nie słyszy głosu Boga. Przez swoje mistyczne fascynacje zostaje uznany za szaleńca i trafia na krótki czas na oddział psychiatryczny. Tam zostaje poddany elektrowstrząsom, jednak to nie pomaga wyleczyć bohatera z jego głęboko zakorzenionego poczucia winy. Jedyną formą wyzwolenia z poczucia winy jest samookaleczenie. Augustyn odrąbuje sobie palec, którym dotknął ołtarza. Gdy po pewnym czasie opuszcza szpital, jest nadal w punkcie wyjścia. „Myślę” – mówi do ukochanej, która znów jest z nim – „jak by Go zapytać nie o to, czy istnieje, bo w to już wierzę, ale czy moje życie jest Mu naprawdę potrzebne?”.
Bohatera dojrzewa, podobnie jak wcześniej Franciszek Retman, do swojej własnej prawdy polegające na uświadamianiu sobie i zaakceptowaniu własnych ograniczeń. Fabuła jak w poprzednich filmach wolna jest od dydaktyzmu.
Film zrealizowano oszczędnie pod względem techniki narracyjnej, niemal ascetycznie. Czarno-biały (z wyjątkiem ostatniej sceny) wywołujący chłód emocjonalny. Nie ma w nim śladu kompromisowych gestów narracyjny w stronę odbiorcy.
Kolejnym filmem, w którym Zanussi zadaje pytanie o sens życia jest “Suplement” z 2002 r. Film rozwija wątek poboczny związku dwojga młodych ludzi z filmu „Życie, jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”. Narracyjnie jest bliski wcześniej omawianym tytułom jednak jest o wiele mniej eksperymentalny technicznie, zrealizowany z wykorzystaniem tradycyjnych technik narracji filmowej.
Filip, student medycyny będący w wolnym związku z dziewczyną przeżywa rozterki związane z wyborem drogi życiowej. Nie są to jednak rozterki z serii, „co mi zapewni lepszy byt”, a jak to u Zanussiego bywa problemy natury metafizyczne.
Bohater szuka sposobu na życie „żeby się nie rozdrabniać”, bo każdy jest do czegoś powołany. Odpowiedzi poszukuje w oczach swojej dziewczyny, u zakonnika, cynicznego lekarza, dealera narkotyków, opiekuna w domu dla bezdomnych, u swojego brata. Niejako w tej ostatniej postaci możemy poszukiwać klucza do filmu. Człowiek ten, który w przeciwieństwie do Filipa nie używa wielkich słów „powołanie” „sens”, nie teoretyzuje, jest jednocześnie uosobieniem idei, o której rozprawia jego brat. Zajmuje się jako wolontariusz niepełnosprawnymi ludźmi, uprawia wspinaczkę górską, w zasadzie nie ma wygórowanych oczekiwań wobec życia.
Krzysztof Zanussi właściwie kręci cały czas jeden film. Każde jego dzieło to poszukiwanie sensu życia (przynajmniej jeden z bohaterów go poszukuje). Bez niego jednostka jest totalnie zagubiona, a jej działania chaotyczne, niezrozumiałe, a często destrukcyjne dla społeczności. Droga ta jest bardzo trudna i skomplikowana – i takie też jest życie. W każdym momencie wymaga od człowieka podejmowania decyzji. Reżyser nie wypowiada tego poprzez zawiłe dramatyczne sytuacje. Stawia przed nami bohatera wątpiącego w ogólnie wydeptane ścieżki wyborów życiowych. Być może Zanussi, jako absolwent fizyki i filozofii, sam ciągle pozostał człowiekiem wątpiącym.
Jednak jego filmy można interpretować na wiele różnych sposobów. Być może, to nie poszukiwania, teoretyzowanie jest kluczem do odnalezienia swojego kamienia filozoficznego, którym ma być nam dany nagle na drodze nagłej iluminacji. Tymi drzwiami jest codzienność, która stawia przed nami wyzwania. To w niej możemy poszukiwać swojej świętości, swojej iluminacji. Ludzie o skrystalizowanych poglądach zawsze wybiorą to, co „gra im w duszy”, jednak osoby poszukujące stają się obserwatorami tego, co podsunie im codzienność, natura, za którą kryje się byt, wyższa świadomość.
Artur Borowiecki
Źródła:
– Mariola Marczak „Niepokój i tęsknota kina wobec wartości”
– „Zanussi – przemiany” pod redakcją Stanisława Zawislińskiego
– Krzysztof Zanussi „Scenariusze filmowe”
– „Kino Krzysztofa Zanussiego” / Joanna i Waldemar Piątek ; Stanisław Zawiśliński.
– Portal filmowy film polski