Pierwsza ekranizacja powieści Morderstwo w Orient Expressie Agathy Christie powstała w roku 1974 w reżyserii Sidneya Lumeta. Film umiejętnie wciągał widza w dramat rozgrywający się w pociągu, budował atmosferę tajemnicy i zachwycał kreacjami aktorskimi ówczesnych gwiazd, m. in. Ingrid Bergman, która za swoją rolę otrzymała Oscara. Po ponad czterdziestu latach Kenneth Branagh postanowił spróbować swoich sił, nie tylko w próbie przywrócenia na ekrany historii o detektywie Poirot, ale również we wcieleniu się w jego postać. Z jakim skutkiem?

Krew się leje strumieniami, ludzkie wnętrzności latają we wszystkie strony, krzyki bólu i przerażenia zagłuszają odgłosy chrupania popcornu, a przed ekranem ucieszona gawiedź z napięciem śledzi kolejne losy nieszczęsnych bohaterów. Tak po krótce rysuje się dowolny seans filmu z serii Piła. Widzów przed ekranem nie brakuje, skąd więc w nas ta fascynacja horrorem gore?

Kino science fiction wśród opinii publicznej jest w większości kojarzone z historiami opowiadającymi o wyprawach międzygwiezdnych, przybyszach z innych planet, czy też o robotach, których postawa względem swojego stwórcy rożni się z filmu na film. Prym w takich wypadkach wiedzie rozbudowana scenografia doprawiona powalającymi na kolana efektami specjalnymi. Nic dziwnego, że w takim zestawieniu przymiotnik „polski” budzi ogólne lekceważenie. W końcu nie jesteśmy w stanie pochwalić się oprawa graficzną na miarę blockbusterów, serwowanych nam co roku przez potężne wytwórnie filmowe z USA, ale jednak również i my mamy w swoim repertuarze mniej lub bardziej udane produkcje z gatunku fantastyki naukowej. A jest ona ciekawym przedstawieniem sytuacji politycznej Polski, jak i ogólnych zachowań ludzkich, czy też odpowiedzią na nadchodzące zmiany, technologiczne i społeczne.