Lecą żurawie [kino rosyjskie] miłość w czasach wojny
Wojna w wielkich produkcjach filmowych prezentuje się na ekranie w sposób monumentalny i przerażający. Lecąca strumieniami krew, poodcinane kończyny, setki rannych i zabitych – wszystko to napawa grozą i zmusza do refleksji na temat bezsensowności tego rodzaju przemocy. Czy da się jednak przedstawić okrucieństwo wojny bez tych wszystkich elementów, a jedynie przy pomocy ukazania codziennych zmagań zwykłych ludzi, czekających w bombardowanych miastach na powrót bliskich? Przy pomocy upływającego czasu, oczekiwania, błędnych decyzji i zniecierpliwienia? Film Michaiła Kałatazowa, Lecą żurawie, udowadnia, że tak.
Nadchodzące zmiany
Uznawany dzisiaj za klasykę kina wojennego obraz nakręcony został kilka lat po śmierci Stalina, w czasach odwilży, w 1957 roku, zaś rok później, na festiwalu w Cannes wygrał Złotą Palmę, stając się pierwszym i jedynym do tej pory rosyjskim (radzieckim) filmem, któremu udała się ta sztuka. Doceniona została także grająca główną rolę znana artystka Tatiana Samojłowa, która otrzymała nominację do angielskiej nagrody BAFTA w kategorii najlepsza aktorka zagraniczna. Na ekranie towarzyszą jej Aleksiej Batałow, Aleksander Szworin i Wasilij Mierkuriew.
Filmowa historia rozpoczyna się od pary zakochanych: Borys (Batałow) i Weronika (Samojłowa), nazywana przez niego Wiewiórką, są młodzi, beztroscy i szczęśliwi. Włóczą się po ulicach Moskwy, nie mając większych zmartwień – chłopak pracuje w fabryce, na budowie, dziewczyna myśli o tym, aby zdawać na architekturę. Podczas jednego ze spacerów obserwują lecące żurawie – symbol nadchodzących zmian. Wkrótce bowiem okazuje się, że wybucha wojna. Chociaż z Weroniką są w sobie zakochani po uszy i planują już, jak będzie wyglądał ich ślub, Borys nie zamierza siedzieć bezczynnie, podczas gdy inni oddają życie za ojczyznę – zgłasza się na ochotnika i zostaje wezwany do armii. Dziewczynie jest ciężko, ale następnego dnia biegnie, by go pożegnać. Nie zdąża, chociaż mozolnie przepycha się przez tłum – wojacy odchodzą, zostawiając w tyle rodziny, ukochane, pokój, a ona może jedynie obserwować znikających za horyzontem mężczyzn. Jednak w mieście również nie jest bezpiecznie – w bombardowaniu giną rodzice Weroniki, z całego mieszkania ostaje się jedynie zegar, który nieubłaganie odmierza czas, przemijający od rozstania z lubym, czas wojny i okrucieństwa. Dziewczyna zamieszkuje u rodziny Borysa, gdzie spędza czas z zakochanym w niej bratem chłopaka – Markiem. Chociaż wciąż cierpliwie czeka, podczas kolejnego z bombardowań ten wyznaje jej miłość i wkrótce biorą ślub. Tymczasem Borysowi podczas pełnienia służby zdarza się wypadek – pada on na ziemię, a przed oczyma tańczą mu obrazy wspólnych chwil z Wiewiórką, a także ich wyczekiwany ślub: on w garniturze, ona w białej sukni, długim welonie. Chociaż dziewczyna nie otrzymuje z frontu żadnych wiadomości i jest coraz bardziej zrezygnowana, wciąż nie traci nadziei na powrót chłopaka i niecierpliwie go wyczekuje, pomimo ślubu z Markiem.
Lecą żurawie – dzieci wojny
Miłość w filmie Kałatazowa z początku lekka i radosna jest jednocześnie tragiczna – wojna w sposób okrutny rozdziela ukochanych, naznacza ich życie. Owo okrucieństwo wspaniale oddaje kontrast w scenie wyjścia Borysa z domu, celem udania się na front. Młody chłopak żegna się z rodziną, ale nie traci pogody ducha – głośno, z werwą i wesołą piosenką na ustach wychodzi z mieszkania w towarzystwie przyjaciół, raźnie tupiąc nogami. Gdy znika na ulicy, w domu zapada ponura, straszliwa cisza – jego ojciec i babcia doskonale zdają sobie sprawę z tego, co może spotkać go na froncie. Ich milczenie i zmartwione twarze przepełnione są bólem, którego nie da wyrazić się słowami. W przeciwieństwie do młodych ludzi, którzy właśnie opuścili mieszkanie, wiedzą na jaką tragedię naraża się ich dziecko i wnuk, ale wiedzą także, że nic nie mogą z tym faktem zrobić i są pogodzeni ze swoją bezradnością. Równie prawdziwy ból wyraża twarz Weroniki, która biegnie pożegnać ukochanego. Stojąc za bramą, oddzielającą ją od wyruszających na front, woła go, ale ten jej nie dostrzega. Na jej twarzy malują się różne emocje – od zrezygnowania, przez rozpacz i ból do nadziei – które towarzyszyć jej będą do końca filmu, a które wspaniale oddała młoda Samojłowa. Jakiekolwiek nie byłyby powody, dla których dziewczyna wyszła później za Marka, widać, że jej miłość do Borysa jest szczera i bezwarunkowa, a rozstanie jest dla niej straszliwym ciosem. Okrucieństwo wojny doskonale jest widoczne również w jednej z kolejnych scen, podczas której Mark stara się zagłuszyć alarm bombowy, grając koncert na pianinie. To scena pełna gniewnej rozpaczy, sprzeciwu wobec obecnego stanu rzeczy – chłopak stara się jakby odsunąć od siebie przerażającą rzeczywistość, która jednak nie pozwala o sobie zapomnieć.
Znamienne słowa padają z ust żołnierza przywiezionego z frontu do szpitala, w którym pracuje ojciec Borysa, a w którym nie ma już miejsca na więcej rannych. Powóz z wojakami odjeżdża, by zabrać ich w inne miejsce. „Dokąd nas teraz zabiorą?” zastanawia się głośno jeden z nich, w jego głosie słyszalna jest rezygnacja, ale także pogodzenie się z losem, z tułaczką, która go czeka. „Starczy szpitali na tym świecie” z westchnięciem odpowiada jego kompan. Nie mają oni już nawet siły, by walczyć ze zgotowanym im przeznaczeniem – wojna odebrała im nadzieję na to, że mogą być jeszcze szczęśliwi, że znajdzie się dla nich miejsce, w którym będą mogli odpocząć i zapomnieć.
Wojna w filmie to nie strzały, trupy, krew – widoczne są jej skutki dotykające zwykłych ludzi: utrata bliskich, rezygnacja, brak nadziei, codzienny strach, lęk o kolejny dzień. Historia miłości dwojga młodych ludzi nie ma szans na szczęśliwe zakończenie w takich okolicznościach – wprost przeciwnie, jest przepełniona bólem, niespełnieniem, wiecznym wyczekiwaniem. Tatiana Samojłowa wspaniale zagrała targaną emocjami Weronikę, która powoli zmienia się z beztroskiej panny w dojrzałą, doświadczoną kobietę, której wojna odbiera to, co najdroższe i pozostawia zlęknioną i niepewną jutra – jej postać jest prawdziwa, ludzka, tak samo jak popełniane przez nią błędy. Końcowa przemowa Stiepana, przyjaciela Borysa, któremu udało się wrócić do domu, wlewa w serca odrobinę otuchy i nadziei – nadziei na to, że ci, którzy zdołali powrócić będą pamiętali o tym, co ich spotkało i o tym, że nie zwycięstwo poprzez niszczenie ma sens, ale poprzez budowanie na nowo. By nie pozwolić na to, aby tryumfowała siła przemocy, należy pamiętać o tych, którzy polegli i nie pozwolić, aby ich śmierć poszła na marne, ale na niej zbudować lepsze jutro, lepszą przyszłość – przyszłość bez wojny, ale wypełnioną miłością.
Podobno Pablo Picasso po seansie filmu w kinie oznajmił, że to najlepszy film, jaki kiedykolwiek widział1. Nie da się zaprzeczyć, że klasyczny dziś film Kałatazowa to piękna, wzruszająca historia – o miłości, bólu, tragedii, ale także nadziei; historia, którą znać powinien każdy.
Joanna Dołęga
1100 najlepszych filmów świata, red. E. Janowska i D. A. Kopczyńska, przeł. M. Byczyński, Ożarów Mazowiecki 2008, s. 153.