Cinerama - Pokot

Pokot – Starych wariatek należy się bać!

Film, teatr, literatura to w dzisiejszym, cywilizowanym świecie miejsca, gdzie dokonuje się akt symbolicznej zemsty. Sztuka to zbiorniki złych emocji, w których dochodzi do rozładowania zbiorowych napięć, gdzie możliwe staje się ponowne przeżycie, przemyślenie, a nawet zrozumienie czegoś. Stąd tyle wrzawy o Klątwę czy Pokot. Zemsta dokonywana przez niewysłuchanych, skrzywdzonych, poniżanych, prowadząca do odreagowania frustracji, kresu poddawania się silniejszemu, przeżywana na scenie, ekranie czy kartach powieści może przynieść katharsis. Symboliczne akty zemsty to bezpieczne rozwiązania na drodze do umownego przywrócenia równowagi. Nie bez przyczyny w Bękartach wojny Żydzi mordują nazistów, a w Django czarny zabija białych. Na podobnych zasadach, co w twórczości Tarantino, Pokot łączy wiele zemst, pozwala odreagować niejedną agresję. To dlatego krwawa zemsta znajduje nie tyle usprawiedliwienie, co satysfakcję w oczach widzów. Wyraźnie w powieści Tokarczuk i filmie Holland zaznacza się podział na dobrych i złych, ludzi z defektami i oprawców skupiających władzę. Starsza kobieta morduje okrutnych, agresywnych, pozbawionych empatii mężczyzn. Symboliczne zwycięstwo nad patriarchatem? Dyskurs feministyczny spotyka się z proekologicznym, prozwierzęcym, pronienormatywnym przesłaniem. I to działa, czego dowodzi fakt, że pozbawiona politycznej poprawności sztuka wywołuje ogromne zainteresowanie i sprzeciw władzy.

Cinerama - PokotO prozie Olgi Tokarczuk powiedzieć można wiele, ale na pewno nie to, że łatwo ją zaadaptować. Nie inaczej jest z kryminalną powieścią Prowadź swój pług przez kości umarłych, w której trudności nastręcza pierwszoosobowa, nieobiektywna narracja w oparciu, o ktrórą odbiorca próbuje rozwikłać kryminalną zagadkę. Niewiarygodny narrator wypiera najważniejsze zdarzenia, ukrywa bądź przeinacza istotne fakty. Zupełnie odmienne rozłożenie akcentów sprawia, że intryga czy śledztwo tracą na znaczeniu, kosztem obcowania z niemainstreamowym sposobem odczuwania świata i niespotykaną wrażliwością. Mimo to, Agnieszka Holland w swoim najnowszym filmie nie zdecydowała się na odejście od pierwowzoru, dokonując małych zmian, w dużej mierze pozostała wierna powieści, co stało się zarówno atutem, jak i wadą filmu.

Każde medium rządzi się swoimi prawami. To, co świetnie sprawdzało się w książce, niekoniecznie dobrze wypada na ekranie. Choć Holland udało się oddać klimat powieści, a nawet go wzbogacić, dzięki możliwości pokazania na ekarnie piękna przyrody zamiast przytaczania jej opisów, to niektóre elementy dzieła filmowego ocierają się o niewiarygodność, a nawet czasami o śmieszność i tani liryzm. Cytowany wielokrotnie u Tokarczuk William Blake, stanowiący intelektualną podstawę wymowy fabularnej, w filmie został doklejony na zasadzie pustego ozdobnika. Monologi Duszejko na ekranie okazują się nieskuteczne, irytuje ich melodramatyczny wydźwięk. Groteska, częściowo wpisana w samą powieść, na ekranie nie wynika ze sepcyfiki budowy postaci, lecz jest efektem ich karykaturalnego rysu, na przykład okrutni myśliwi (postacie kreowane przez Borysa Szyca czy Andrzeja Grabowskiego) tchną stereotypiczną komediowością i banałem. Cała konstrukcja świata przedstawionego zdradza swój powieściowy rodowód,

Główna bohaterka, Duszejko (fenomenalna Agnieszka Mandat) powiela zarówno stereotyp wiejskiej dziwaczki, jak i wojowniczki Greenpeace’u. To hołd Holland dla kolejnej w jej filmografii kobiety samotnej, stawiającej czoła okrutnemu światu. Była inżynier, aktualnie nauczycielka angielskiego, pasjonatka astrologii, mieszka na odludziu, bezgranicznie kocha wszystkie żywe stworzenia i walczy o ich prawa z miejscową społecznością. Sięga po najcięższą metaforę holokaustu zwierząt i jest niezwykle sugestywna w swoich wypowiedziach: opisach tego, jak jedna żywa istota zjada drugą, jak w lodówkach leżą poćwiartowane ciała, jak w kościele ksiądz karmi kolejnym (symbolicznym) mięsem ludzi, z których każdy ma w zołądku ciało zjedzonej żywej istoty, tak że komunia zamienia się w akt kanibalizmu.

Zbrodnia została uznana za coś normalnego, stała się czynnością codzienną. Wszyscy ją popełniają. Tak właśnie wyglądałby świat, gdyby obozy koncentracyjne stały się normą”.

Pokot jest gatunkową hybrydą, na którą składa się balans pomiędzy kryminalną intrygą a proekologicznym przesłaniem, liryczne obrazy sielskiej przyrody kontrastujące z krwawymi mordami, mroczny thriller odciążany przez momenty wypełnione komizmem, zawierzanie numerologii i astrologii zderzone z antyklerykalizmem, dylematy etyczne z amoralną fabułą.

Największą zaletą filmu są zdjęcia przyrody i trudne realizacyjnie sceny ze zwierzętami, które nadają epickiego oddechu kryminalnemu mrokowi historii. Lasy, łąki, dzikie stworzenia i brak zasięgu tworzą scenerię, która dziś, z perspektywy mieszczucha, wydaje się fantastyczna i nieosiągalna. Taka arkadyjska fantazja o harmonii pomiędzy człowiekiem a przyrodą, jako, że oglądana okiem głównej bohaterki jest w pełni uzasadniona. Kotlina Kłodzka została przedstawiona w całym swoim malowniczym pięknie i wreszcie pod swoim imieniem. Dotąd bowiem filmowcy chętnie wykorzytywali ten region do imitacji innych miejsc. Ta magiczna, położona na uboczu kraina przyciąga ekscentryków i outsiderów. Każdy z „dobrych” (stojących właściwie nie po stronie zwierząt, lecz po stronie Duszejko) bohaterów tego filmowego świata jest „oryginałem”, z jakiegoś powodu wykluczonym ze społeczeństwa: małomówny sąsiad „Matoga” skrywający przeszłość w tajemniczej piwnicy, walcząca o prawo do opieki nad bratem, prowadząca lumpeks Dobra Nowina (kompilacja dwóch powieściowych postaci, ze specyficzną cechą w pierwowzorze – całkowitym brakiem owłosienia), informatyczny geniusz Dyzio oraz entomolog Boros. Wspierają Duszejko, lecz są poza dyskursem w sprawie traktowania zwierząt. Źli z kolei to ludzie u władzy, stawiający się ponad innymi, ponad ziemskim prawem: okrutni myśliwi, źle obchodzący się ze swoimi kobietami, fanatyczny ksiądz, głoszący, że zwierzęta nie mają duszy i lekceważąco traktujący ludzi policjanci. To czarno-biały świat, pozbawiony odcieni szarości.

Cinerama - Pokot

Akcja filmu rozgrywa się we współcznesnej Polsce, choć nie ma to wielkiego znaczenia dla fabuły i nie osłabia uniwersalnej wymowy filmu. Lokalne smaczki, połączone z kontrowersyjnymi medialnie postawami Agnieszki Holland i Olgi Tokarczuk, nadają filmowi politycznego charakteu. Film idealnie wpasowuje się w toczący się dyskurs o ochronie przyrody, zmianach klimatycznych i antropocentrycznej postawie lansowanej przez środowiska katolickie. W powieści i w filmie polityczność Pokotu najlepiej uwidacznia się w kościelnej szopce z truchłami upolowanych zwierząt oraz w kazaniu księdza, wychwalającym myśliwych. Film stawia znak równości między obojętnością na los zwierząt a nietolerancją wobec kolejnych grup społecznych.

Posthumanistyczny manifest, jak nazywany jest Pokot, powtarza pradawną tezę o tym, że człowieczeństwo wynika z naszego stosunku do zwierząt. Duszejko z całą swoją wielką miłością do wszystkich żywych stworzeń jest jednak nienajlepszą rzeczniczką, gdyż koniec końców okazuje się, że strach przed wiejskimi wariatkami jest w tym przypadku uzasadniony. W tej ekobaśni na miarę dziesiejszych czasów, gdzie magia spotyka się z rzeczywistością, osamotniona walka Duszejko o podmiotowość zwierząt jest właściwie walką o namysł i rewizję wartości, którymi się kierujemy, walką o ocalenie odrębności i wołaniem do buntu. Potrzeba wielkiej zemsty, właściwie oderwanej od sprawiedliwości, lecz przywracającej zachwiany stan rzeczy, staje się aktem miłości i poszanowania korzeni. Nie jest jednak drogą do szczęscia, którą dają – o czym świadczy wymowa ostatniej sceny – prywatne utopie.

Magda Mielke

Udostępnij przez: