Sfilmowani: nie głosimy fundamentalnych prawd
Poznali się dzięki wspólnej pasji do kina. Cenią sobie dyskusję i merytoryczną krytykę, a w żadnym wypadku nie głoszą fundamentalnych prawd o kinematografii. 20 listopada br. Sfilmowani, bo tak się nazywają, świętowali w krakowskim kinie ARS drugą rocznicę powstania swojego kanału na YouTube, na którym recenzują filmy, publikują zarówno sylwetki mistrzów kina, jak i autorską publicystykę. Skorzystałam z okazji, by porozmawiać z nimi m.in. o tym, jak działa na nich hype i jak wyglądają w ich oczach minione dwa lata.
Anna Pilarska, Cinerama: Gratuluję drugiej rocznicy powstania kanału. Dobrze się wszystko zbiegło: 150 recenzji, 10 000 subskrypcji i 4 000 polubień na Facebooku.
Michał Urbański: To wszystko było zaplanowane. Masoni i te sprawy.
Jacek Napora: Nasi PR-owcy są zadowoleni. (śmiech)
Dawid Adamek: Dwuletni plan, dokładnie tyle mieliśmy osiągnąć w te dwa lata.
Jak byście podsumowali te dwa lata?
JN: Bawimy się świetnie, chodzimy do kina za darmo, ludzie nas oglądają i lubią.
MU: Nikt nas dotychczas bić nie chciał.
DA: Dotychczas, właśnie. Zobaczymy, jak będzie dzisiaj.
JN: Przy wszystkich naszych niepochlebnych opiniach…
MU: Ostatnio na festiwalu było wyraźne niezadowolenie z naszych opinii.
DA: Ach tak. Była osoba, która pracowała przy Kamieniach na szaniec i widziała recenzję – była ona jedną z naszych najostrzejszych, jeżeli chodzi o polskie kino. Powiedział, że na początku nas bardzo krytykował w Internecie i tak dalej…
MU: Pan reżyser liczył na konfrontację na scenie.
DA: Dowiedzieliśmy się, że mamy z nim rozmawiać pięć minut po tym, gdy zaczął się jego film.
Czytałam, że Wasza dwójka – Jacek i Dawid – poznała się na TweetUpie i tydzień później już nagraliście pierwszy odcinek.
JN: No, z dwa tygodnie później. Spotkaliśmy się, pogadaliśmy.
DA: I klamka zapadła – robimy coś wspólnie.
MU: Powiedzmy tydzień – niech legenda rośnie. (śmiech)
JN: W autobusie wymyśliliśmy nazwę…
DA: …jadąc na nagranie pierwszego odcinka. Wiedzieliśmy, że mamy go nagrać tego dnia, a nie mieliśmy nazwy.
Jaka była reakcja właścicieli kin – mieli coś przeciwko, byli sceptycznie nastawieni?
JN: Nie. Dawid i Michał byli redaktorami Noir Cafe – współpracowali wcześniej z Cinema City. Ugadaliśmy, że będzie to odłam Noir Cafe w postaci wideo.
DA: Tak, chcieliśmy po prostu robić coś audiowizualnie, bo teksty nam nie wystarczały. Z Michałem mieliśmy pomysł na wideo przez dłuższy czas, ale po pierwsze: nie było sprzętu, po drugie: nie było z kim, nie było jeszcze na to pomysłu. Później to się wyklarowało – poznałem Jacka i automatycznie wyszło: zróbmy to teraz.
MU: Jacek był takim katalizatorem.
JN: Wcześniej nagrywałem takie pocieszne filmiki o stylu myślenia.
Tym samym wyprzedziłeś moje następne pytanie. Miałam zapytać, czy przed Sfilmowanymi próbowaliście swoich sił na YouTube.
JN: Miałem kilka lat kanał, który nazywał się FilozofiaMuzykaFilm, czyli jedna wielka pretensja. (śmiech) Później zacząłem nagrywać więcej o filmie, żywiej interesować się kinem. Tak poznałem się z Dawidem, który pisał o kinie.
Czy pamiętacie taki przełomowy moment w historii kanału, kiedy zauważyliście, że ta machina sama się napędza, a znajomi subskrybentów polecają Was sobie nawzajem?
DA: Chyba jeszcze czekamy na ten moment. (śmiech)
JN: Co było ciekawe, na samym początku mieliśmy swój, powiedzmy, osobisty fanbase na Twitterze – to się złączyło. Ja miałem trochę widzów z YouTube i gdy wskoczyliśmy na pułap 500 subskrypcji, to już poszło szybko. Tych 500 przyszło w dwa tygodnie.
DA: Nie jest to jakiś super-boom.
JN: Stopniowo, bez większych wzniesień. Liczyliśmy na to, że zapraszanie znanych gości, typu Abradab albo Pałubski, przyniesie nam jakiś szerszy rozgłos. To się nie wydarzyło i nad tym nie płakaliśmy.
DA: To był pierwotny pomysł na kanał – idziemy z gośćmi do kina – lecz nie czuliśmy się przed kamerą jeszcze tak swobodnie, więc też przy okazji chcieliśmy szlifować nasz warsztat i nagrywać takie filmiki. Potem okazało się, że to jest nasz trzon i na tym się skupiliśmy.
JN: Robiliśmy też coś takiego, że braliśmy przypadkowe osoby z sali i one nie wiedziały co powiedzieć. „Fajnie było, fajnie – ale mi się nie podobało”.
DA: Po takich trzech wywiadach stwierdziliśmy, że będą zawsze tak wyglądać.
MU: Było dużo różnych pomysłów, po prostu część średnio wychodzi.
JN: Mieliśmy już tysiące pomysłów na różne konwencje i sobie przypominamy czasami o jakiejś i ją wprowadzamy, albo i nie.
MU: To wychodzi już w „praniu”.
DA: Potem się te pomysły łączą. Mamy taki jeden, który za nami chodzi już od pół roku i chcemy wprowadzić pewien format, ale jest on strasznie trudny w realizacji.
JN: Taki z rozmachem.
DA: Tak, więc na to jeszcze przyjdzie pora.
Skoro już jesteśmy w temacie widzów – kiedyś na Waszym Twitterze pojawiła się informacja, że napisał do Was 13-latek. Napisał on, że dzięki Wam pogłębia swoją miłość do kina. Macie takie poczucie misji związane z kanałem, żeby rozpowszechniać kulturę?
DA: Tak, ja się tą informacją strasznie podjarałem.
JA: Trochę. Kulturę na pewno, ale też odwagę w mówieniu o kinie swoim językiem – po to jest, żeby oglądać i o tym rozmawiać. Wtedy dochodzi do rozwoju, kiedy są konfrontacje, bez stresu: albo boję się coś powiedzieć albo się wkurzam, że ktoś ma inne zdanie.
DA: To wynika z takiej fascynacji – gdy my byliśmy dziećmi, to ja na przykład miałem Kinomaniaka. Na tych samych zasadach to działało, że zachwycałem się tym, że ktoś wie więcej ode mnie i porównywałem swój gust – na tym wyrosłem. Wiem, że ci 13-latkowie ówcześnie też mieli podobnie. Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę z tego, że będziemy kierunkować niektóre gusta.
MU: Co ciekawe, taki był też feedback, gdy ostatnio robiliśmy ankietę. Mieliśmy wcześniej kilka takich odcinków – Mistrzowie kina się pojawili, Jak się uczyć kina. Z ankiety wynika, że odbiorcy bardzo tego chcą – więcej odcinków o klasykach, wartościowych reżyserach i elementach, które nie są na pierwszy rzut oka widoczne w filmach, a na które warto zwrócić uwagę.
Jakie były najmilsze słowa od widza, jakie usłyszeliście bądź przeczytaliście? Oczywiście poza wcześniej wspomnianym 13-latkiem.
JN: Ciężko znaleźć jeden komentarz, każdy pozytywny jest budujący. Gdy po komentarzu widać, że ktoś jest otwarty, a może się nawet z naszą opinią nie zgadzać – takie są dla mnie najbardziej budujące: ktoś się nie zgadza, ale mimo to pokój, lubimy się i tak dalej.
DA: To nie jest tak, że my głosimy fundamentalne prawdy z tego kanału. To jest luźna rozmowa, oto cały cel temu przyświecający: znaleźć sobie dyskutantów. W komentarzach możemy sobie podyskutować – jesteśmy bardzo otwarci nawet, jeżeli ktoś nas atakuje merytoryczną krytyką. To jest motywujące w jakimś sensie. Zawsze dostajemy feedback, co czyimś zdaniem robimy nie tak.
JN: Nie jesteśmy doskonali.
Czy nie czujecie czasami niedosytu: wciąż widziałem za mało?
MU: Jacek czasami ma.
DA: Takie coś jest zawsze – człowiek cały czas ma wrażenie, że nie widział jeszcze odpowiedniej ilości filmów, by się o nich wypowiadać. Niezależnie od tego, czy ma się obejrzane 2 000 filmów czy 10 000. Powiedzmy, ta starsza para z festiwalu Nowe Horyzonty – mają ponad 80 lat, a obejrzeli 14 000 filmów.
JN: Nie chodzi o liczbę obejrzanych filmów – bardzo często spotykam się z czymś takim, kiedy ktoś widział trzy razy więcej filmów niż ja, ale nie potrafi o nich rozmawiać. Niedosyt jest zawsze, trzeba się rozwijać.
DA: Nie ma takich sytuacji, kiedy idziemy do kina i mówimy: „Jezu, nie chce mi się iść do kina”. Zawsze coś może mnie zaskoczyć.
Niech każdy z Was poda tytuł jednego filmu, który Waszym zdaniem powinien obejrzeć każdy człowiek na Ziemi – z uzasadnieniem.
JN: Wybrałbym Dekalog Kieślowskiego, jako jedno.
DA: Gdybym się zastanowił, to mam wiele ulubionych filmów, które odchodzą w specyficzne gatunki. Szczerze powiem, że każdy powinien obejrzeć przynajmniej po to, żeby wiedzieć, o czym dyskutuje – Gwiezdne Wojny. Bardzo prosty wybór. Potem, oglądając setki filmów i seriali, słyszysz cytaty z Gwiezdnych Wojen. Warto znać, żeby złapać te insidery. Nie musi się podobać, a może.
MU: Powiedziałbym, że Lot nad kukułczym gniazdem, ponieważ jest w tym filmie najlepsza rola męska w historii kina. Nie widziałem tego dużo – mniej, niż chłopaki – ale tak uważam. Tam powinni patrzeć aktorzy, jak się gra. (śmiech)
Jak wyglądają Wasze typy oscarowe?
JN: Zjawa – nie widziałem jeszcze, ale jakoś liczę, że zostanie doceniony. Gdy widzę trailer, mam ciary.
DA: Ja jestem przekonany, że W głowie się nie mieści będzie miało Oscara – to jest 100 procent. Poza tym ciężko stwierdzić – nie ma aż tak dużo tytułów, jak w zeszłym roku, szczególnie pod koniec, w tym miesiącu oscarowym. Może teraz zaczną wchodzić.
Na przykład Syn Szawła wchodzi u nas dopiero w styczniu – na festiwalach już był grany, ale do kin wejdzie w przyszłym roku.
JN: Być może weźmie Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny, jest to bardzo możliwe. Ja nie jestem największym fanem.
MU: Ja też nie. Dawid lubi ten film.
DA: Ja bardzo lubię, więc będę kibicował.
JN: Musimy się jeszcze przyjrzeć tym Oscarom.
DA: Powiem tak: 11 minut na pewno nie będzie miało Oscara.
Jeden z odcinków Masterszota traktował o hype’ie, ale nie wypowiedzieliście się, jaki Wy macie stosunek do hype’u. Poddajecie się mu i czy sprawia on, że nie potraficie skrytykować danego filmu, mimo że nie do końca Wam się spodobał?
DA: Myślę, że każdy w jakimś sensie troszkę się mu poddaje. Można się tego wypierać bądź nie, ale faworyzujemy pewnych aktorów, reżyserów, więc siłą rzeczy idziemy na film danego twórcy i wiemy, że go lubimy, więc ciepło o nim myślimy, z zasady.
MU: To działa w ten sposób, że czasami jestem podekscytowany jakimś filmem, że będzie mega, a później się okazuje, że nie jest strasznie słaby, lecz taki sobie – to najbardziej boli.
DA: Tak jest na przykład z filmami Tima Burtona – wiem mniej-więcej, czego się spodziewać, ale mimo iż go lubię, potrafi mnie zawieść tyle razy, zwłaszcza ostatnio.
MU: Ostatnio nie ma zbyt dobrej passy. Tak samo jest z aktorami – idę do kina dla aktora, mimo że niekoniecznie wnosi do filmu nową wartość.
DA: Dokładnie. Idziesz na Legend. Dlaczego? Dlatego, że gra tam Tom Hardy – może byś się nie zainteresował tą historią poza faktem, że jest to film gangsterski i możesz lubić gatunek.
Muszę zapytać o Pierdololo. W odcinkach tej serii czytacie komentarze użytkowników Filmwebu, które uważacie za żenujące, zabawne bądź interesujące.
DA: Tych ostatnich jest najmniej. (śmiech)
Nagrania z tymi właśnie materiałami zyskały dużą popularność. Jak myślicie – skąd ona się wzięła?
JN: Ludzie lubią konwencje, które są oderwane od jakiegoś dzieła. Jeśli chodzi o recenzje i publicystykę, to ich to nudzi bądź ich nie interesuje, ale jak można się pośmiać, to jest już wszystko cacy. To jest ta sama psychologia, co oglądanie Trudnych Spraw i tak dalej: „O, opisuje film gorzej, niż ja”.
DA: To jest też tak, że ktoś nas ogląda i się przyzwyczaił, ale go dany film kompletnie nie interesuje, nie chce znać naszego zdania, ale lubi sobie pooglądać, jak się śmiejemy i wygłupiamy. A że forma jest lekka, przystępna, a nam się to dobrze robi…
JN: Jest obawa, że się wyczerpią te komentarze, bo pojawiają się nie tak często.
Last, but not least: plany związane z kanałem. Macie jakąś wizję tego, co będzie się działo w Masterszocie? Wspomnieliście też o nowych formatach.
DA: Na pewno będziemy wprowadzać nowe formaty, jeszcze eksperymentujemy z nimi. Będzie coś o tym starszym kinie. Jeszcze nie wiemy, jaką to przyjmie formę, zobaczymy. Mamy jeden zaległy format i będziemy go realizować. Cały czas wszystko ewoluuje – jak się pojawi ciekawy pomysł, to czemu nie?
JN: Chcemy zrobić coś w stylu wydarzeń na żywo, takich jak dzisiejsze. Chcemy zrobić coś takiego w Polsce, jest taki plan.
DA: Jak się znajdzie partner. Nie ma sensu robić wszystkiego samemu, żeby to miało jakąkolwiek skalę i wydźwięk.
JN: Nauczyliśmy się już. Może nie tyle pokory, co cierpliwości. Nie spieszy nam się – nasza sytuacja nie jest najgorsza, jeżeli chodzi o życie. I możemy jeszcze poczekać rok, dwa, aż będziemy mieli możliwość poświęcenia czegoś więcej, żeby coś nowego zrobić: zainwestować w ten kanał jeszcze więcej czasu, pieniędzy, czegokolwiek. Mamy czas. Wszystko idzie do przodu, z każdym dniem mamy suba więcej.
DA: (śmiech) Coś w tym jest.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia!