Od jakiegoś czasu coraz częściej mówi się o tym, że Quentin Tarantino miałby wyreżyserować kolejną część Star Treka. Zważając na twórczość reżysera Pulp Fiction, niektórzy mogą być tym faktem mocno zdziwieni, dlatego postanowiłem zebrać 10 powodów, dla których pomysł ten nie musi wcale jawić się jako abstrakcyjny. Spójrzmy zatem dlaczego następnym filmem Tarantino mógłby być właśnie Star Trek.

Zanim Quentin Tarantino zrealizował swoją wariację gatunkową na temat II wojny światowej, tytuł Inglorious Bastards kojarzony był przez niektórych z jednym z najbardziej cenionych włoskich reżyserów kina eksploatacji – Enzo G. Castellarim. W 1978 roku Castellari stworzył film, który zapadł w pamięci Tarantino tak bardzo, że niemal 30 lat później reżyser Pulp Fiction postanowił zaczerpnąć od niego tytuł i nakręcić swoje Ingluorious Basterds (Bękarty Wojny). Jak się zatem mają Bohaterowie z piekła (bo taki jest oficjalny polski tytuł włoskiego Inglorious Bastards) do późniejszego filmu Quentina Tarantino?

Kino eksploatacji w swojej historii może pochwalić się wieloma ciekawymi nurtami. Jednym z nich jest Blaxploitation – niedoceniany i często zapominany nurt afrocentrycznych filmów klasy B. Powstały na bazie grindhouse’ów i działań polityczno-społecznych w sferze praw obywatelskich w latach 60-tych w USA, produkcje z zazwyczaj niskim budżetem.. Cechowały się pokazywaniem miejskiej i często młodej afroamerykańskiej ludności. Przestępcze podziemia (najczęściej portret stanowił Harlem), wypełnione były po brzegi czarnoskórymi postaciami, które w końcu doczekały się swojej rewolucji w kinie, zajmując pierwszoplanowe role. Nie były to jednak filmy do końca zachowawcze. Często podejmowały tematy, które ze wszystkich sił miały przyciągnąć czarną, młodą publiczność. Seks, przemoc i szeroko pojęta zbrodnia, której towarzyszyły na zmianę soulowe i funkowe przeboje, stanowiły główne zainteresowania reżyserów. W latach 70-tych, czyli w rozkwicie Blaxploitation, powstało około 200 takich produkcji w wielu gatunkach. Raz na jakiś czas zdarzały się prawdziwe perełki. Jednym z najlepszych ówczesnych reżyserów był Jack Hill – nazwany niegdyś przez Quentina Tarantino „Howardem Hawksem kina eksploatacji” – stworzył trzy prawdziwe perły: Foxy Brown, Switchblade Sisters, oraz Coffy. To właśnie ten ostatni pragnę omówić w poniższym tekście. Coffy, czyli obraz kobiecej zemsty w brudnym świecie prostytucji, który moim zdaniem można nazwać prawdziwym seksualnym (ale i nie tylko) ładunkiem wybuchowym kina Blaxploitation.

Filmy z podgatunku eksploatacji przeżywały swoje złote czasy w latach 60. i 70. Przyciągały uwagę widza, ponieważ pokazywały to, czego w popularnym kinie nie można było wówczas doświadczyć. Perwersyjny seks, krew, przemoc i przeróżne ludzkie wynaturzenia, to tylko niektóre z cech charakterystycznych dla tych amatorskich, zazwyczaj niskobudżetowych produkcji. W tych czasach idealnie odnalazł się Russ Meyer – były kamerzysta wojenny (jego materiały były inspiracją do chociażby takich produkcji jak Parszywa Dwunastka czy Patton), a także fotograf magazynu Playboy. Uważał, że film jest dobry wyłącznie wtedy, kiedy posiada trzy istotne elementy: prędkość, seks i przemoc. Zgodnie ze swoją filozofią postanowił wyreżyserować w 1965 roku film pt. Szybciej koteczku! Zabij! Zabij!