Most Szpiegów

Most szpiegów, nowy film Stevena Spielberga zapewne zainteresuje miłośników historii najnowszej. Precyzja odtworzenia faktów i niektóre deformacje – to także fragment tekstu poniżej, choć jest to recenzja na tyle krótka, że zmieści się zaledwie parę spostrzeżeń, bez zagłębiania się w skomplikowane niuanse rekonstrukcji.

Zacznę jednak od Wrocławia. Wszyscy, którzy spodziewali się, że część fabuły zostanie osadzona w tym mieście, będą rozczarowani. Wrocław był Berlinem. Łatwo odszukać informacje o zaangażowanych środkach i wykonanej pracy. Przystosowanie jednego miasta do odgrywania innego odbyło się gigantycznym nakładem pracy i kosztów – ingerencje komputerowe ograniczono więc do minimum. Efekt jest rzeczywiście imponujący.

Symetria zimnej wojny

Historię osnuto wokół jednej z kilku kulminacji napięcia w trakcie Zimnej wojny. Amerykanie mieli tajny samolot U-2, który z powodu wysokiego pułapu lotu miał być nie do zestrzelenia. ZSRR miało natomiast równie tajny pocisk S-75, który z pewnymi problemami, był w stanie trafić taki samolot – i trafił. Historia jest znana i opisywana, znacznie mniej znany epizod to aresztowanie radzieckiego szpiega trzy lata wcześniej. Jeszcze mniej pisało się o kulisach wymiany i osobach w to zaangażowanych. Jak wspomniałem wyżej – rekonstrukcja faktów w Moście szpiegów jest na tyle dokładna, że można na jej podstawie wyrobić sobie ogólny pogląd o sytuacji, choć naturalnie nie można traktować jej jak podręcznika historii. Tyle może i tyle powinien oferować dobry film rozrywkowy.

Scenariusz rozwiązano standardowo i bezpiecznie. Na tle wielkiej historii rozgrywa się osobisty dramat jednostki. Adwokat Donovan staje przed szeregiem trudnych decyzji. Kulminacje napięć wypadają w momentach, kiedy zagrożona jest jego rodzina, a on musi bronić wroga swojego narodu. Należy zaznaczyć, że jest to okres „czerwonej paniki”; pod urokiem Makkartyzmu w USA panowała atmosfera linczu i powszechniej nieufności. Ten paranoiczny stan zderzono ze Związkiem Radzieckim epoki Chruszczowa. Za przykład niech posłużą dwie sceny. Radziecki szpieg zostaje skazany na 30 lat więzienia, amerykańska publiczność reaguje gwizdami i żądaniem śmierci. Niedługo potem amerykański szpieg (pilot samolotu szpiegowskiego) zostaje skazany w ZSRR na karę 10 lat więzienia. Publiczność reaguje oklaskami. Wiemy, jak opresyjnym systemem był komunizm, nawet umiarkowany. Tym bardziej może szokować sytuacja w demokratycznej Ameryce.

Na pocieszenie zaserwowano także dwie inne symetryczne sceny. W jednej Donovan widzi z okna pociągu ludzi próbujących przejść przez Mur berliński. Wszyscy giną pod ostrzałem strażników. Niedługo później widzi – również z okna pociągu, ale już w swoim kraju ojczystym – dzieci przeskakujące przez płot. Oczywiście nic im się nie dzieje. W filmie wielokrotnie jest mowa o wyższości amerykańskiego ustroju nad innymi, jednak ta scena pokazuje ową wyższość – jak wiadomo to więcej niż słowa.

Jedną z poważniejszych rozterek przeżywa bohater obserwując radzieckiego szpiega wsiadającego – po wymianie jeńców – do samochodu. Nie zostaje on czule powitany, wskazano mu po prostu tylne siedzenie. To może oznaczać, że skończy bardzo źle, a to z kolei może oznaczać, że Donovan nie pomógł mu, a zaszkodził, umożliwiając powrót do ZSRR. O tym zapewne myśli adwokat oglądając po raz ostatni swojego klienta. To tylko trzy z bardziej wyraźnych pytań o dwuznacznym charakterze, stawianych w obrazie. Warto jednak przyjrzeć się paru innym szczegółom produkcji.

Volvo P1800 i czołgi

Niemiecki adwokat, Vogel jeździ samochodem Volvo P1800. Tego samego modelu używał Roger Moore w Świętym. Nawet kolor był ten sam. Jakby tego było mało, postać Vogela przypomina nieco postać Templera. Twarz, ubranie, specyficzny rodzaj elegancji, w końcu „tradycyjne” powitanie alkoholem z pokojowego barku – stolika. Z pewnością nie jest to przypadkowa zbieżność. Filmowy Vogel nie mógł być pod wpływem serialu The Saint, gdyż ten zaczął powstawać dopiero rok po wydarzeniach przedstawionych w Moście szpiegów. Może jest to po prostu żart, a może jakaś głębsza metafora, którą trudno rozwikłać. Był to w każdym razie drogi, luksusowy samochód i nawet większość działaczy we władzach komunistycznych nie mogła sobie na taki pozwolić. Jednak historyczny Vogel był „wolnym strzelcem” i bardzo bogatym człowiekiem, jeździł ekskluzywnym mercedesem.

Drugim ciekawym faktem jest obecność radzieckich czołgów T-64, które rzeczywiście były używane w NRD, ale tylko przez wojska ZSRR. W filmie Spielberga zobaczymy jednak T-64 z oznaczeniami wojsk wschodnioniemieckich i jest to najprawdopodobniej błąd. Nie mogą to też być czołgi T-72, gdyż mają inną sylwetkę i – co ważniejsze – w tamtym czasie jeszcze w ogóle nie istniały. Pięknie natomiast sfilmowano U-2. Specjaliści dopatrzą się być może niuansów związanych z silnikami (obecnie używane egzemplarze mają inne silniki niż te z lat 60.), choć można się spodziewać, że zostało to jakoś zamaskowane. Scena zestrzelenia samolotu jest perfekcyjna, niezwykle efektowna, sugestywna. Z pewnością nie jest też przypadkiem, że amerykański i enerdowski sędzia są tak do siebie podobni z twarzy. Dbałość o symetrię musi być zachowana, gdyż symetria jest podstawą budowy tego scenariusza.

4d116ab533460fc5df15a9513dec4f14

Czy jest to, jak piszą niektórzy krytycy, „najlepszy film Spielberga od czasu Szeregowca Ryana”? Każdy oczywiście ma swoje zdanie, jeśli chodzi o moje, to widzę raczej solidnego przeciętniaka. Absolutny profesjonalizm nie pozwoliłby twórcom zepsuć tej produkcji. Od scenariusza, przez scenografie, po aktorstwo i zdjęcia – wszystko jest tu dopracowane zgodnie z najlepszymi standardami gatunku i współczesnych osiągnięć technicznych. Jednak czegoś zabrakło. Bardzo dobre rzemiosło nie wynagradza niedostatków dramaturgii i schematyczności scenariusza. To ta granica, za którą kończy się magia kina, a zaczyna perfekcyjny produkt.

Być może problemem jest też gra głównej postaci. Rysy twarzy Toma Hanksa przestały być charakterystyczne, przyciągające uwagę. Wygląda już tak, jak ludzie, o których mówi się, że „źle wyglądają”. Przez cały film sprawiał wrażenie człowieka chorego, opuchniętego, którego stale coś bardzo boli. Porusza się sztywno, jakby niechętnie. To niestety odbiło się na aktorstwie.

Czas spędzony w kinie nie będzie czasem straconym, o ile widz nie nastawi się, że ogląda „najlepszy film Spielberga od czasu Szeregowca Ryana”. Most szpiegów to właśnie „szeregowiec”, solidnie zrobiony wysokobudżetowy film, który trochę bawi, trochę straszy (niedużo), zostawia przyjemne uczucie niezobowiązującej refleksji. Dla estetów – doskonałe, jak zwykle, zdjęcia Janusza Kamińskiego.

 

Sławomir Płatek

Udostępnij przez: