Winnetou: Złoto Apaczów i Bone Tomahawk – na dwóch krańcach dzikiego zachodu
Western stanowi jeden z najpopularniejszych i najbardziej kultowych gatunków filmowych w historii kina. Opowieści o szeryfach, kowbojach i Indianach stały się popularne w Ameryce na początku XX wieku. Już wówczas w różny sposób podchodzono do realizacji tego gatunku. W poniższym artykule porównam dwa westerny – w tym jeden amerykański – które łamią schemat gatunku i opowiadają innowacyjną jak na swoje czasy historię. Pierwszym z nich będzie druga część przygód sławnego Indianina: Winnetou: Złoto Apaczów (1963), a drugim – spokojny, a zarazem dziki western o kanibalach w reżyserii S.Craiga Zahlera – Bone Tomahawk (2015).
Winnetou: Złoto Apaczów
Winnetou: Złoto Apaczów to druga część cyklu, jednak chronologicznie rzecz biorąc, jest to pierwsza historia Winnetou. Główny bohater – przedstawiciel Indian – nawiązuje w niej przyjaźń z Old Shatterhandem. Jest to symboliczne podejście do tematu przyjaźni dwóch pierwotnie wrogo nastawionych do siebie ludzi. Old Shatterhand – młody, niedoświadczony przybysz, odkrywający Dziki Zachód – i Winnetou – szlachetny wódz Indiańskiego plemienia Apaczów. Choć na początku Indianie chcą zabić Old Shatterhanda, głównie w akcie obrony i strachu przed utratą swoich bliskich, później widzimy, że podchodzą oni do “intruza” z większą wyrozumiałością. Przybysz postanawia bowiem pomóc swoim potencjalnym wrogom i uwalnia Winnetou z niewoli. Następnie wykazuje się prawdziwym męstwem i honorem, gdy po zwycięskim pojedynku postanawia darować życie ojcu Winnetou. Od tej pory Old Shatterhand i Winnetou będą przeżywali wspólne przygody na Dzikim Zachodzie. W filmie wykorzystano piękne plenery Jugosławii (Grobnik, Park Narodowy Jezior Plitwickich, dolina rzeki Zrmanja). Indianie i Amerykanie mówiący “Hände hoch!“, czy “raus!“ byli na porządku dziennym i nikt nie widział w tym nic dziwnego. Wszyscy akceptowali pozorną sielskość konwencji westernu. Piękno Dzikiego Zachodu wykreowane w filmie Haralda Reinla budzi zachwyt i sentyment po dziś dzień.
Bone Tomahawk
Obraz S.Craiga Zahlera budzi inne skojarzenia z Dzikim Zachodem. Film opowiada historię czterech mężczyzn ze spokojnego, leniwego miasteczka o ironicznej w stosunku do wydarzeń nazwie „Bright Hope”. Usłyszawszy o porwaniu więźniów i żony jednego z mężczyzn wyruszają na tereny zamieszkałe przez Indian. To właśnie ich podejrzewają o zaistniałą zbrodnię, wiedząc, jakich narzędzi używali porywacze. Później odkryją jednak, że za wszystkim stoi okrutna i krwiożercza grupa kanibali. „Bone Tomahawk” ukazuje przerażającą wizję Dzikiego Zachodu: niczym w horrorze dominuje tu krew, przemoc i brutalność. Widz rozpoczyna przygodę w leniwym, zwykłym miasteczku, typowym dla klasycznego westernu, jednak klimat filmu zmienia się z biegiem czasu w brutalną opowieść o starciu kowbojów z krwiożerczymi kanibalami. Nie sposób odmówić twórcom oryginalności, której w dzisiejszym westernie czasem brakuje. Jest to szczególnie innowacyjny wgląd w historię Ameryki, spowity klimatem horroru, który zdecydowanie wyróżnia się na tle takich produkcji, jak Django (2012), Nienawistna ósemka (2015), 3:10 do Yumy (2007), Propozycja (2005), czy Wybawiciel (2014).
Dwa krańce westernu
Choć z pozoru zestawienie filmu o Winnetou z westernem o kanibalach wydaje się dziwne, prowadzi do interesujących wniosków. Obie produkcje pochodzą z całkowicie różnych epok filmowych: ich stylistyka i tematyka zakorzenione są w trendach panujących podczas realizacji. Winnetou: Złoto Apaczów powstawało w czasach, kiedy western cieszył się ogromną popularnością. Co więcej, gatunek ten już wtedy był często modyfikowany. Powstawało dużo rodzajów westernów: krwawe, często eksploatacyjne spaghetti westerny we Włoszech, brudne i surowe antywesterny (chociażby od Sama Peckinpaha), a nawet – kebab westerny w Turcji. Jednak filmy o Winnetou zawsze miały dużo wspólnego z klasycznymi westernami. Wszechobecny niemiecki język, którymi w filmach Haralda Reinla posługiwali się zarówno „Amerykanie”, jak i „Indianie”, nie stanowił przeszkody w realizacji gatunku. Złoto Apaczów oraz nakręcona rok wcześniej, pierwsza część cyklu o Winnetou – Skarb w Srebrnym Jeziorze – odniosły sukces, pomimo pozornie mało wiarogodnej formy opowiadania. Przepiękna historia przyjaźni pomiędzy Old Shatterhandem i Indianinem Winnetou zachwyciła zarówno dorosłych (w latach 60. organizowali słynne tygodnie indiańskie), jak i dzieci, które wśród bloków bawiły się w kowbojów i Indian. Filmy były także rewolucyjne pod względem technicznym: Skarb w Srebrnym Jeziorze był pierwszym w historii niemieckiej kinematografii obrazem zrealizowanym w technice Cinemascope, co pozwoliło na ukazanie piękna jugosłowiańskich terenów. Być może dzięki temu odniósł sukces także w Ameryce, która nie słynęła przecież z pozytywnego przedstawiana Indian.
Bone Tomahawk nie został niestety tak dobrze przyjęty. Co prawda, otrzymał kilka nominacji na różnych festiwalach, lecz nie zarobił wiele pieniędzy. Powstał w czasie, gdy western nie cieszył się dobrą passą: oprócz hołdów Tarantino i dosłownie kilku innych tytułów nie powstawało w tym gatunku nic interesującego. Niemniej jednak jest to znakomity film, choć zupełnie inny niż wyprodukowany czterdzieści trzy lata wcześniej Winnetou: Złoto Apaczów. Można powiedzieć, że Bone Tomahawk “leci na oparach gatunku”, a mimo to radzi sobie świetnie. Co jest tego powodem? Kreatywność, bez której dzisiaj kręcenie westernu nie ma sensu. Kiedyś powstawało ich mnóstwo, ponieważ taka była moda na całym świecie, od Stanów Zjednoczonych, przez Włochy i Jugosławię, aż po Turcję, przy czym większość filmów z wybranego nurtu westernu była do siebie bardzo podobna. Bone Tomahawk jest opowiadany dość spokojnie, podobnie jak Złoto Apaczów. W obu filmach nie ma za wiele akcji (szczególnie na początku), ale ogląda się to świetnie. W filmie o Winnetou spowodowane jest to głównie pięknem obrazu i postaci, które potrafi porwać pokolenia. Z kolei w filmie Zahlera, mimo że każda postać jest bardzo dobrze zarysowana, żadna nie jest tak monumentalna jak Winnetou, czy Old Shatterhand. Nie wybudujemy im więc pomnika, ale i tak z chęcią wyruszymy z nimi na misję odnalezienia porwanych jeńców. To właśnie słowo „misja” pasuje bardziej do podróży bohaterów Bone Tomahawk. Podczas gdy w Złocie Apaczów jest to fantastyczna i porywająca przygoda, u Zahlera – dramatyczna misja czterech mężczyzn. Jest tu także dużo wątków psychologicznych: rozdarci wewntrznie bohaterowie podejmują niemal samobójczą walkę. Kolejną różnicą pomiędzy dwoma filmami są antagoniści i ich postrzeganie. Filmy o Winnetou, a w szczególności Złoto Apaczów, często burzyły stereotyp złych Indian znany z klasycznych westernów. Bone Tomahawk również uderza w schematy myślowe, ale poprzez stworzenie innego (niż Indianin) antagonisty w westernie: krwiożerczego kanibala. Bohaterowie filmu z początku sami kierują się stereotypami – są przekonani, że za wszystkimi tragicznymi wydarzeniami stoją po prostu Indianie. Później odkrywają jednak, że byli w błędzie.
Świat Dzikiego Zachodu można zatem pokazać na wiele różnych sposobów. Omówione obrazy stylistycznie bardzo pasują do swoich epok: Winnetou: Złoto Apaczów to piękny, ciepły, a w końcu rodzinny western z pozytywnym wizerunkiem Indian, gdzie malownicze krajobrazy Jugosławii i niemiecki język w ustach „Amerykanów” wcale nie przeszkadzają, a tylko dodają uroku i oryginalności. Z drugiej strony jest Bone Tomahawk, czyli krwawy, surowy western, gdzie Indianie zastąpieni są przez krwiożerczych kanibali, a włączenie do gatunku elementów horroru nie wypada sztucznie, lecz podsyca dramaturgię. Swoją kreatywnością i stylistyką film Zahlera stanowi powiew świeżości wśród dzisiejszych produkcji tego gatunku. Obydwa filmy wyróżniają się więc innowacyjnym podejściem do schematów westernu.
Paweł Mozolewski
Korekta: Anna Felskowska