Staroć. John Wayne jeszcze nie najgorzej wygląda. W komentarzach podkreśla się dość nietypową fabułę i jest to prawda. Gdyby nie ciążenie w kierunku naiwnie obrazowanej religii byłoby znośnie, chociaż dłużyzny dłużą się makabrycznie. Ech, żeby tak faktycznie wystarczyło otworzyć Biblię w ciemno i dostać gotową wskazówkę co dalej robić, kiedy już nie wiadomo co robić. Kiedyś tak nawet próbowałem, dopóki nie trafiłem na opis śmierci Saula i wyszło mi, że w danej sytuacji powinienem się zadźgać.

Avatar widzieli wszyscy, a jeśli ktoś nie widział, to i tak wie, co to jest i o co tam chodzi. Tańczącego z wilkami poznało już mniej widzów, ale wciąż bardzo wielu. Podobnie jak Ostatniego samuraja. Co łączy te filmy? Najprostsza analiza strukturalna może je sprowadzić do schematu, który okaże się… niemal identyczny dla wszystkich trzech. Wymieniłem znane tytuły, chociaż można sięgnąć do wielu nieznanych (także mi) podobnych i zbliżonych. Wypada teraz zapytać, czy istnieje dla nich wszystkich jakiś pierwowzór i, owszem – istnieje. Ten pierwowzrór jest głównym bohaterem artykułu.

Wyjątkowo trudny do zrecenzowania film. Już przy Karbali miałem problem z postawieniem się w pozycji widza, który nie jest obciążony osobistymi sentymentami, widza, który patrzy na film jako na dzieło kinematografii, a nie na opowieść o swoim kraju i swoich krajanach. Przy Azylu rzecz jest jeszcze trudniejsza. Historia ta jest bowiem chyba pierwszym tak donośnym głosem z zagranicy oddającym szacunek Polakom za ich postawę podczas II wojny światowej. Mało tego. Pomimo istnienia takich obrazów jak Niepokonani (2010, reż. Peter Weir) nigdy nie dotknięto tematów najbardziej nośnych, mianowicie Holokaustu w sposób choć odrobinę przychylny dla tego pechowego kawałka świata, jakim jest Polska. O temat zahaczył co prawda Roman Polański w Pianiście, ale z zupełnie innej strony. Trzeba też pamiętać o filmach w istocie antypolskich, jak np. Lista Schindlera.

Oglądanie polskich filmów jest normą dla większości krajowych kinomanów, bo żyjemy w Polsce. Było i dla mnie, jednak od czterech lat śledzę to ze szczególną uwagą i większość udaje mi się widzieć na bieżąco. Zrealizowano wiele świetnych filmów, jednak żaden nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak Sztuka kochania. Niełatwo zebrać i uporządkować wrażenia, bo jest ich wiele, ale spróbujmy.