Avatar widzieli wszyscy, a jeśli ktoś nie widział, to i tak wie, co to jest i o co tam chodzi. Tańczącego z wilkami poznało już mniej widzów, ale wciąż bardzo wielu. Podobnie jak Ostatniego samuraja. Co łączy te filmy? Najprostsza analiza strukturalna może je sprowadzić do schematu, który okaże się… niemal identyczny dla wszystkich trzech. Wymieniłem znane tytuły, chociaż można sięgnąć do wielu nieznanych (także mi) podobnych i zbliżonych. Wypada teraz zapytać, czy istnieje dla nich wszystkich jakiś pierwowzór i, owszem – istnieje. Ten pierwowzrór jest głównym bohaterem artykułu.

W ostatnich latach to właśnie kryminał, zaraz obok komedii romantycznej, stał się gatunkiem po który polscy filmowcy sięgają najchętniej. Makabryczne trupy, splamieni krwią mordercy i śledczy z uporem próbujący rozwikłać zagadkę – to idealny zestaw, aby zapewnić widzom nie lada rozrywkę. Polscy scenarzyści prześcigają się w wymyślaniu oryginalnych zbrodni i inscenizowaniu mrocznych miejsc zdarzeń. Tajemnicze samobójstwo, skok z kościelnej wieży, rytualny ubój czy brawurowy cios rożnem w oko – ile morderstw, tylu detektywów i jeszcze więcej poszlak, podejrzanych i pomysłów na ogranie konwencji. Dlaczego więc obiegowa opinia głosi, że polskie kino gatunkowe wciąż ma się słabo?

  Szok i dyskomfort Pierwsze minuty filmu przedstawiają obraz na pozór banalny. Wieczór. Mężczyzna w średnim wieku (Hideo) wraca z pracy. Na jego twarzy rysuje się obojętność pomieszana z przejmującym smutkiem i otępieniem. Nastrój mężczyzny ulega zmianie, gdy przekracza próg mieszkania. Hideo wesoło obwieszcza, że wrócił do

Witamy w okresie dojrzewania, gdzie niespełnione miłości, życiowe dylematy, presja społeczeństwa i ciężar ważnych decyzji to chleb powszedni. Powstało wiele filmów narodzonych z nastoletnich niepokojów i wątpliwości, a każdy z nich przedstawia inny sposób radzenia sobie z tym etapem. Kalifornia to tylko pretekst do tego, by szerzej opisać to zjawisko w kinie i sięgnąć do dwóch starszych od niej tytułów, poruszających podobną tematykę: Sztuki dorastania i Przekleństw niewinności.

Większość z nas zna historie w stylu Robinsona Crusoe czy też bohatera granego przez Toma Hanksa w filmie Cast Away. Próba przetrwania na bezludnej wyspie, zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym stanowiłaby nie lada wyzwanie dla każdego z nas. Jednak co, jeśli bezludna wyspa znajdowałaby się pośrodku jednego z miast w Korei Południowej? Na to pytanie odpowiedział Hae-jun Lee w swoim filmie z 2009 roku pt. Castaway on the moon.

Wyjątkowo trudny do zrecenzowania film. Już przy Karbali miałem problem z postawieniem się w pozycji widza, który nie jest obciążony osobistymi sentymentami, widza, który patrzy na film jako na dzieło kinematografii, a nie na opowieść o swoim kraju i swoich krajanach. Przy Azylu rzecz jest jeszcze trudniejsza. Historia ta jest bowiem chyba pierwszym tak donośnym głosem z zagranicy oddającym szacunek Polakom za ich postawę podczas II wojny światowej. Mało tego. Pomimo istnienia takich obrazów jak Niepokonani (2010, reż. Peter Weir) nigdy nie dotknięto tematów najbardziej nośnych, mianowicie Holokaustu w sposób choć odrobinę przychylny dla tego pechowego kawałka świata, jakim jest Polska. O temat zahaczył co prawda Roman Polański w Pianiście, ale z zupełnie innej strony. Trzeba też pamiętać o filmach w istocie antypolskich, jak np. Lista Schindlera.

Mróz, surowość, dzika przyroda, samotność, głusza – Syberia kojarzy się z wieloma różnymi określeniami. Dla dziadka i jego wnuka Loszki – głównych bohaterów filmu napisanego i wyreżyserowanego przez Wiaczesława Rossa – jest jednak czymś jeszcze, domem. Pomimo niesprzyjających warunków, radzą sobie jak mogą, wiodąc ascetyczny żywot pośrodku tajgi, otoczeni przez szumiące lasy, głodne wilki i rwące potoki. Jednak mimo tego, że starają się oni żyć w zgodzie z przyrodą, ta pozostaje okrutna i nieprzejednana; chciałoby się powiedzieć, że to ona jest główną bohaterką rosyjskiego obrazu, niewzruszonym obserwatorem wydarzeń, które serwuje widzowi reżyser, a które napawają przygnębieniem i melancholią. Filmowa Syberia pozostaje miejscem czystym – surowym i nie poddającym się ludzkim zasadom, a stado wilków przemierzające ją co jakiś czas wydaje się symbolem nieokiełznanej natury, która wciąż istnieje w świecie, coraz szybciej pożeranym przez kolejne metropolie.

“Tutaj wszyscy wszystko wiedzą” – mówią bohaterowie Matki, najnowszego filmu Kedri Kousaar. W ich małej miejscowości nie istnieją tajemnice i prywatność. Tutaj życie każdego mieszkańca wystawione jest na widok publiczny i szeroko komentowane. Gdy pewnego dnia młody nauczyciel zostaje postrzelony i zapada w śpiączkę, rutyna i spokój w miasteczku zostają przerwane. Odtąd podejrzany jest każdy, a mieszkańcy odsłaniają swe prawdziwe oblicza…

Od kilku lat wśród krytyków filmowych coraz powszechniej zwraca się uwagę na niegdyś skromne zjawisko neomodernizmu. Określane również mianem Slow Cinema, czy też Contemporary Contemplative Cinema, stanowi ono wyraz buntu wobec nadmiaru, formalnego przepychu i dynamizmu, specyficznych dla współczesnego kina popularnego. Jak sugeruje jedna z nazw, zjawisko to odwołuje się do idei kina modernistycznego, by, jeśli nie wskrzesić ten nurt, to przynajmniej przenieść pewne jego elementy na grunt filmu współczesnego. Jak pisze Rafał Syska: „Tak powstała jedna z najbardziej dziś nośnych ścieżek filmu artystycznego – kino kontemplacji, refleksji, intensywnego oglądu zwykłych czynności, kino rezygnujące z elips czasowo-przestrzennych, a przede wszystkim starające się odzyskać utraconą w prędkości wartość czasu – wręcz zmaterializowanego i namacalnego, osiągniętego w rytmie obrazów wolniejszym od rytmu otaczającej nas współczesności.”1 Oprócz wspomnianych już kwestii formalnych, Slow Cinema charakteryzuje się posunięciami dedramatyzacyjnymi w warstwie fabularnej (takimi jak: pauzy, milczenie, dystans), co stanowi silny kontrast wobec klasycznie prowadzonej intrygi w kinie mainstreamowym.