W Spirali
Słuchałem dyskusji po projekcji. Twórcy opowiadali o dziele. Jeśli wierzyć teorii, że dobre dzieło przerasta twórcę, to mamy do czynienia z dobrymi twórcami, bo nie zorientowali się, jak pojemny zrealizowali film.
Słuchałem dyskusji po projekcji. Twórcy opowiadali o dziele. Jeśli wierzyć teorii, że dobre dzieło przerasta twórcę, to mamy do czynienia z dobrymi twórcami, bo nie zorientowali się, jak pojemny zrealizowali film.
Odważny, poruszający i szczery – oto kandydat do filmowych nagród.
Z jakimi problemami muszą zmierzyć się uchodźcy w Polsce? Ksenofobia, biurokracja, ciężkie warunki pracy? Możliwe, ale nie o tym jest ten film. Tytułowy „nowy świat” stanowi jedynie tło dla rozgrywających się na ekranie dramatów.
Świetny pomysł, który położono – a szkoda. Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, że bardzo ambitny zamiar rozbił się o coś – może o budżet, może o brak doświadczenia. I rozbił się kompletnie. Wyszedłem z seansu nieco zgorzkniały. Bo z jednej strony lubię kino nostalgiczne. Z drugiej – było sporo niezłego humoru. Z trzeciej – pomysł na scenariusz jak najbardziej w porządku. Co nie zagrało?
Gatunkowość kina jest tematem, o którym można powiedzieć wiele, ale jedno jest pewne - widz przywiązuje do niej zbyt dużą wagę. Bo czy komedia nie może być filmem płaszcza i szpady; czy film sztuk walki nie może być filmem gangsterskim? Postmodernizm ma to do siebie,
„Mamy na uwadze przede wszystkim dobro dziecka”. Powyższa fraza w Obcym niebie Dariusza Gajewskiego pojawia się wielokrotnie. Za pierwszym razem kiwamy głową ze zrozumieniem. Za piątym zdajemy sobie sprawę, że wypowiadający te słowa kompletnie nie mają pojęcia, co one oznaczają. Wspomniane dziecko tkwi osamotnione w samym centrum konfliktu między dorosłymi, konfliktu, którego nie rozumie. Historia zapowiadająca się na zwyczajny dramat rodzinny, a następnie krytykę systemu opieki społecznej w Szwecji, koniec końców dotyczy dziecka pogrążonego przez decyzje nieodpowiedzialnych dorosłych.
Z jednej strony to cenny pokaz sztuki performance’u, z pozoru jednej z nowszych (oczywiście ta „nowość” jest dyskusyjna, raczej chodzi o to, że te aktywności istnieją wciąż poza kanonem, bo generacyjnie to dość stara sztuka). Podobnie jak w filmie Jesteś bogiem „skanonizowano” fragment kultury popularnej, awansując ją do kultury wysokiej gestem zaproszenia, błogosławieństwa i wyposażenia w artystowską aurę. Film jako mistrz ceremonii chrzczący „dzikiego” adepta. To cenne, choć nie wiadomo na ile trwałe, bo i sam performance, choćby go nie wiadomo jak nobilitować, jest nietrwały. Wynika to z jego natury, co zresztą podkreślono w dialogach.
Film trudny do skomentowania. Z jednej strony ważny i potrzebny. Oddaje sprawiedliwość bohaterom wojennym, uświadamia realia, daje powody do dumy. Dlatego druga strona – dyskusja o samym wykonaniu – jest trudna. Staram się patrzeć na ten obraz tak, jakbym nie był Polakiem, a jest to
Opowieść tego rodzaju nie może się obejść bez moralizatorstwa, jest ono więc jej esencją. Rozegrano to jednak z umiarem, w ciepłym tonie, zrównoważono świetnym humorem, udało się uniknąć nudnego patosu i tanich chwytów. Zachowano realizm. O aktorstwie Tomasza Kota nie ma potrzeby się rozpisywać, to kolejny
Rodzinna opowieść snuta przy popołudniowej kawie może nużyć, ale cóż poradzić, skoro - jak z żalem stwierdza bohaterka - nikt nikogo nie molestował, a co gorsza nikt nie przechodził chemioterapii ("Chemia to taki filmowy temat!"). Tymczasem klan Dulskich żyje całkiem spokojnie w lubińskiej kamienicy. Przezornie nie
Próba opowiedzenia historii z czasów II wojny światowej bez przesadnej stronniczości jest jak stąpanie po polu minowym. Twórcom Letniego przesilenia udało się wyjść z tego bez szwanku.