Pewnego razu w listopadzie (2018, reż. Andrzej Jakimowski) O tym, że nowy film Jakimowskiego Pewnego razu w listopadzie jest baśnią lub partycypuje w tej formie artystycznej przekonałem się podczas rozważania tytułu. Jest to mało wydajna, zwodnicza metoda. Niemniej kusi przypisywanie czyjejś twórczości interpretacji tylko na podstawie

Wojciech Smarzowski to reżyser "mocnego uderzenia". Artysta który porusza tematy trudne i kontrowersyjne, fundując nam za każdym razem niezłą terapię szokową. Obrazuje specyficzne środowiska i instytucje, oraz piętnuje skrajne zachowania z pogranicza patologii w nich występujące (Wesele, Dom zły, Drogówka). Właśnie takim przykładem jego twórczości,

7 uczuć (2018, reż. Marek Koterski)

Nikt nie umie mówić o codziennym życiu Polaków w taki sposób, jak Marek Koterski. Karykatura, satyra, krzywe zwierciadło… Adaś Miauczyński. Widzieliśmy już niespełnionych reżyserów, którzy we wszystkim byli „drudzy”, nauczyciela polskiego, który nieustannie próbował nauczać syna jak odmieniać „być” w jęz. angielskim, alkoholików polemizujących z etosem Chrystusa, oraz facetów rozprawiających o babach podczas nocnych samochodowych podróży. Tym razem reżyser Dnia świra postanowił przenieść nas do czasów, gdy Adaś Miauczyński był jeszcze dzieckiem.

Kamerdyner (2018, reż. Filip Bajon)

Nowy film Filipa Bajona określany jest „dziełem epickim”. W standardowym znaczeniu Kamerdyner rzeczywiście jest epicki,czyli złożony narracyjnie i pełen rozmachu; jeśli jednak „epicki” potraktować (zgodnie z najnowszą modą językową) jako synonim „wspaniały” lub „imponujący” – wówczas nie będzie to określenie trafione.

Juliusz (2018, reż. Aleksander Pietrzak)

Polacy uwielbiają się śmiać, na co dowodem mogą być filmy zrealizowane na przestrzeni niemalże stu lat. Od już przedwojennego Piętro wyżej, przez często cytowane Jak rozpętałem druga wojnę światową, filmy Stanisława Barei, spod znaku Misia, słodko-gorzkie komedie Marka Koterskiego, po komedie przełomu lat 90 i 00 jak Kiler, czy Chłopaki nie płaczą. Aż chciałoby się wymieniać i wymieniać.  Niestety w ciągu ostatnich kilkunastu lat poziom polskich komedii nieco się obniżył. Czy Juliusz ma szansę przywrócić ich wysoki poziom i czy będzie się mógł w ogóle równać z innymi kultowymi przebojami?

Fuga (2018, reż. Agnieszka Smoczyńska)

Idziesz na film. Tytuł – pierwsze skojarzenie z masą wypełniającą szczeliny między kafelkami. O właściwym znaczeniu dowiadujesz się w ciągu pierwszych kilkunastu minut: fuga dysocjacyjna, czyli zaburzenie pamięci. Dotknięta nią bohaterka zjawia się w Warszawie po dwóch latach od zaginięcia. Nie wie kim jest. Milczy słysząc pytania o swoją przeszłość. Ma kłopoty i żyje w zamknięciu do momentu, kiedy w wyniku interwencji mediów dowiaduje się o niej rodzina, która twierdzi, że ma na imię Kinga i jest córką, siostrą, żoną i matką.

Monument (2018, reż. Jagoda Szelc)

Po swoim dobrze przyjętym debiucie (Wieża. Jasny dzień, 2017), nagrodzonym między innymi za scenariusz, Jagoda Szelc powraca do Gdyni z kolejnym filmem – projektem dyplomowym absolwentów wydziału aktorskiego łódzkiej Szkoły Filmowej. Fakt, że jest to właśnie „projekt dyplomowy”, należy podkreślić już na wstępie, bo podczas projekcji trudno oprzeć się wrażeniu, że kolejne sceny są „zaliczaniem”: udanym (a jakże) zaprezentowaniem szerokiego zakresu umiejętności aktorskich, nie wnoszącym jednak nic do treści. Chyba, że taka miała być treść: niespójna, impresyjna i wieloznaczna.